GÓRA KALWARIA/POWIAT – Jak instytucja, która mnie skrzywdziła może zajmować się pomocą ofiarom przemocy? – pyta Grażyna Turel-Włoczewska, była pracownica Powiatowego Ośrodka Interwencji Kryzysowej z siedzibą w Górze Kalwarii


Choć Grażyna Turel-Włoczewska została zwolniona z pracy w czerwcu 2016 roku i zgodnie z wyrokiem POIK wypłacił jej prawie 10 tys. zł odszkodowania, sprawa nadal znajduje się w sądzie.

Znalazłam się w poważnej sytuacji kryzysowej

Po niespełna dwóch latach od utraty pracy kobieta zdecydowała się opowiedzieć o tym, w jaki sposób się z nią pożegnano, ponieważ do tej pory ma poczucie krzywdy.

Zostałam zwolniona dyscyplinarnie z pracy, na dodatek w czasie trwania zwolnienia lekarskiego, przez świeżo mianowanego p. o. dyrektora POIK w Górze Kalwarii, pana Łukasza Kopytowskiego. Powodem m.in. było to, że za wcześnie przychodziłam do pracy – mówi kobieta. – Istotnie przychodziłam, ponieważ tak przyjeżdżał PKS z Warszawy, której jestem mieszkanką. Do wyboru miałam albo godzinne spóźnienie, albo przyjechanie o niespełna godzinę wcześniej. Nigdy nie żądałam za to zapłaty – dodaje.

– Mimo że w środowisku pomocy społecznej obracałam się od dziesięcioleci, znalazłam się w bardzo poważnej sytuacji kryzysowej. Nie tylko emocjonalnej, zdrowotnej, ale również finansowej – moje trudności w tej dziedzinie były powszechnie znane – mam kredyt we frankach szwajcarskich. Jestem już w wieku emerytalnym – kontynuuje Grażyna Turel-Włoczewska. – Konsekwencją była nie tylko poważna arytmia, ale również depresja. Przez przeszło rok prawie nie opuszczałam domu. Ponieważ pomagałam innym, postanowiłam że pomogę również sobie. Długo to trwało, ale udało się. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że tuż przed jubileuszem 40-lecia mojej pracy zostaję bezwzględnie wyrzucona, jak jakiś śmieć – mówi.

Była pracownica POIK przyznaje, że zawsze czuła się osobą docenianą. Wylicza, że m.in. w swoim czasie zainicjowała powstanie Powiatowej Poradni Obywatelskiej, redagowała i pisała poradnik „Jesteśmy”, przyczyniła się do powstania oddziału „Powrotu z U” i była zapraszana na posiedzenia komisji sejmowych, do udziału w nowelizacji ustawy o uchodźcach i innych.

– Wyrzucając mnie tak brutalnie, p.o. dyrektora przyczynił się do pogłębienia moich trudności życiowych. Może nie miał świadomości tego, co robi, no ale instytucja, którą zaczął kierować przecież ma pomagać ludziom. To jest bardzo poważna sprawa, bo samo przyjście w takie miejsce jest już trudne, a ludzie niejednokrotnie przychodzą nie tylko po pomoc, ale i po życie – przekonuje Grażyna Turel-Włoczewska.

Oskarżenia są wyssane z palca

– Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że skrzywdziliśmy tę panią – odpowiada za zarzuty byłej podwładnej Łukasz Kopytowski. – Pracowałem z nią zaledwie miesiąc od czasu, kiedy zacząłem pełnić obowiązki dyrektora POIK – dodaje.

Szef ośrodka przyznaje, że przegrał w sądzie pracy i POIK musiał zapłacić zwolnionej prawie 10 tys. zł, ale tylko z tego względu, iż otrzymała ona wypowiedzenie w trakcie przebywania na zwolnieniu lekarskim. Jak ustaliliśmy, powodem zwolnienia długoletniej pracownicy stały się wyniki audytu sporządzonego przez niezależnego biegłego. Kontrolę zlecił zarząd powiatu po zmianie kierownictwa ośrodka. W przypadku Grażyny Turel-Włoczewskiej audytor stwierdził nieprawidłowości w ewidencji czasu pracy. Kobiecie zarzucono, że wykonywała czynności służbowe, kiedy nie miała do tego prawa. Dyrektor POIK ocenił, że było to „ciężkie naruszenie”, stąd zwolnienie dyscyplinarne.

Była pracownica POIK nie rezygnuje z drogi sądowej, wierząc że uzyska sprawiedliwość.

– Ponieważ pani Grażyna Turel-Włoczewska w ubiegłym roku skierowała do sądu pracy kolejny pozew, w którym zawarła niezgodne z prawdą i oszczercze twierdzenia na mój temat, czym naruszyła moje dobra osobiste, składam do sądu odpowiedni wniosek w tej sprawie. Domagam się wycofania oczerniających mnie, wyssanych z palca, oskarżeń i przeprosin – informuje Łukasz Kopytowski.

3 KOMENTARZE

  1. Ja również mam przyjemność pracować w POIK w Górze Kalwarii. Przyjemność, zaznaczam, bo w przeciwieństwie do innych moich miejsc pracy – byłych i wciąż obecnych – POIK i osobiście dyrektor wyróżniają się na plus. Pani Grażyny nie znam, sprawy również nie znam, ale mogę wypowiedzieć się w temacie własnych subiektywnych odczuć.
    Pomimo dużego obciążenia (interwencja kryzysowa nie jest łatwa, stykamy się z ludzkimi dramatami, co dużo kosztuje) sposób funkcjonowania ośrodka, dobór zespołu oraz atmosfera tu panująca powodują, że jadę tam z ochotą. Nie męczę się, nie spalam na jakieś niesnaski, wojenki podjazdowe, trudności w relacjach. Gdy pojawia się sytuacja bardzo trudna, nie zdarzyło się bym została z tym sama, mogę liczyć na pomoc i zaangażowanie płynące z własnej chęci, a nie polecenia służbowego. Nikt nie kopie pod nikim dołków, jest życzliwie i miło, a nie udaje się stworzyć takiego klimatu w zespole jeśli szef toksyczny, to realnie niemożliwe. Kolejnym aspektem jest jawność, transparentność, uczciwość i to w każdym wymiarze – od układania grafiku po rozdział obowiązków wszystko dzieje się na forum i z dołożeniem staranności, by każdy czuł się potraktowany sprawiedliwie. Do tego wyraźna dbałość o pracownika – dyrektor dokłada wszelkich starań, by doceniać. Jeśli ma możliwość wystąpienia o nagrody dla kadry – robi to zawsze, jeśli jest projekt dzięki któremu możemy dostać szkolenia – siada i pisze (dodatkowo, poza swoim zakresem obowiązków!), jeśli wystąpisz na konferencji – nie zdążysz usiąść, a już dostajesz smsa z pochwałą;)
    Reasumując, poczułam sporą niezgodę czytając o zarzutach wobec naszego dyrektora, co zresztą skłoniło mnie do napisania tego komentarza. Nie zgadza się to z moim własnym odbiorem ani doświadczeniami w najmniejszym stopniu. I tyle ode mnie w tym temacie;)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię