LESZNOWOLA Kilka tygodni temu napisaliśmy, że gmina zamierza zrewolucjonizować system dowozu dzieci do szkół. Miało to przynieść oszczędności w wysokości 2 mln zł rocznie. Decyzja ta wywołała jednak protesty społeczne. Dlatego zdecydowano, że dzieci nie będą odbierane tylko z jednej ulicy znajdującej się blisko szkoły w Lesznowoli
Twarzą planowanych zmian w dowozie dzieci do szkół był Jan Wysokiński, sekretarz urzędu, były wiceburmistrz Góry Kalwarii. Stamtąd raczej nie czerpał wzorców, bo w malowniczo położonej, nadwiślańskiej gminie autobusy szkolne zawsze dowoziły i nadal dowożą do placówek oświatowych wszystkie dzieci. W Lesznowoli od przyszłego roku szkolnego miało być inaczej – autobusy miały nie przysługiwać uczniom z klas I-IV mieszkającym w odległości mniejszej niż 3 km od szkoły i uczniom z klas V-VIII mieszkającym w odległości mniejszej niż 4 km od szkoły. Informacja o planowanych zmianach wywołała gwałtowne protesty mieszkańców. Gmina przestraszyła się niezadowolenia społecznego i wycofała z tego niefortunnego, delikatnie mówiąc, pomysłu.
W środę Jan Wysokiński opublikował na stronie gminy oświadczenie, w którym można przeczytać że celem gminnej analizy była racjonalizacja kosztów dowożenia dzieci do szkół. – Biorąc pod uwagę bezpieczeństwo dzieci, co od lat jest priorytetem samorządu, podjęliśmy decyzję o zachowaniu dotychczasowych tras dowozu z wyjątkiem ul. Okrężnej w Lesznowoli – informuje Jan Wysokiński. Ciekawe, czy podobna decyzja zapadłaby, gdyby sprawą w porę nie zainteresowali się rodzice uczniów…
TW