TARCZYN/ POWIAT – Wszystko co włoskie, jest piękne – przekonywali w poprzednią sobotę uczestnicy zlotu włoskich samochodów w Manach. Forzaitalia 2016 przyciągnęła ich do pałacowego parku setki
Mówią o sobie „alfoholicy”. Jarosław Barszcz z Prażmowa sprawił sobie alfę romeo w prezencie na 40. urodziny, bo „w końcu chciał zrobić coś wyłącznie dla siebie”.
– Kupiłem samochód, który zawsze mi się podobał. Alfy są ładne same w sobie, nie trzeba niczego w nich poprawiać. I wbrew pozorom opinie, że alfa plus laweta to nierozłączna para, są mocno przesadzone – dochodzi do wniosku. Pan Jarosław stał się posiadaczem alfy jeszcze z innego powodu.
– Często spotykamy się z innymi kierowcami alfa romeo na zjazdach. Jeśli już ktoś kupuje takie auto, jest fajnym człowiekiem, z pasją – argumentuje.
Z sentymentu do Włoch
W Manach zjawiło się wiele osób, dla których włoski samochód to coś więcej niż zwykły pojazd. Roman Królikowski z Żabiej Woli spędził 10 lat we Włoszech, pracował tam. Na zlot przyjechał fiatem 500 kupionym koło Bari w Italii.
– Czuję sentyment do tego kraju – nie kryje. Kiedy pan Roman opowiada o Włochach, rozpływa się w pochwałach nad stylem ich bycia.
– Żyją dla siebie, niczym się nie martwią, nie są zawistni, lecz otwarci na innych – wylicza. Miłością do kraju Petrarki zaraził syna, który kupił sobie z kolei leciwego fiata 1500. Pan Roman lubi jeździć „500” po Warszawie, ponieważ – jak przekonuje – wzbudza więcej sensacji niż stojące na tych samych światłach porsche cayenne. – To do mnie ludzie machają – mówi z satysfakcją.
Dawne włoskie „maluchy” były istnymi maskotkami sobotniego spotkania. Ciekawscy oglądali je z szerokimi uśmiechami, wsiadali do wnętrza i zachodzili w głowę, w jakiej ciasnocie kiedyś podróżowano. – Moi znajomi Włosi przed laty fiatem 500 jeździli w pięciu nad morze, pokonywali 80 km – opowiada Roman Królikowski.
Cezary Gołębiewski, młody pruszkowianin, też kupił „500” (rok produkcji 1968), ale nie po to, żeby jeździć nią na wczasy. Remontował autko w garażu przez 2,5 roku. Teraz zadbanym do granic możliwości samochodem z otwieranym dachem wzbudza zachwyt na zlotach.
Każdy lubi fiaty 126p
Także „dla bajeru” osiem lat temu kupił alfę romeo 166 Seweryn Bosy. – Jestem człowiekiem, który lubi mieć coś, czego nie mają inni – przedstawia się. Swoim samochodem „patroluje” codziennie ulice Piotrkowa Trybunalskiego. Dosłownie. Kilka miesięcy temu na bokach auta nakleił sobie napisy „carabinieri” (to nazwa włoskiej żandarmerii). – Ludziom w mieście się podoba, często pokazują mi kciukami OK. Policjantom mniej. Zatrzymali mnie i zapytali, czemu im konkurencję robię – relacjonuje z uśmiechem młody kierowca. Do tego dodaje poważnie: – Nie zamieniłbym mojego samochodu na żaden inny, jeszcze takiego nie wyprodukowali – oświadcza.
Polskich małych fiatów znalazło się w Manach niewiele, one mają osobne zloty. Ale sobotniego spotkania nie mogła sobie odpuścić przybyła aż z Częstochowy Agata Pietruszka, wielbicielka klasycznej włoskiej motoryzacji. Na 24. urodziny kupiła sobie w prezencie eksportową wersję fiata 126p. Trochę go ulepszyła i zaczęła ścigać się na torze. – To piękne, że w Polsce z każdym można porozmawiać o „maluszku”, niemal wszyscy nim kiedyś jeździli, mają wiele wspomnień – mówi pani Agata.
Dojeżdża swoim fiatem do pracy. Często zdarza się, że przechodnie robią sobie zdjęcia z jej autem stojącym na parkingu. – Najbardziej żywo na „malucha” reagują przedszkolaki – zauważa.
Na placu pełnym klasycznych i współczesnych wersji włoskich aut, nieco na uboczu, swoje stoisko ulokował warszawski salon ferrari. Jednak nie umknęło ono niczyjej uwadze. Między łopoczącymi flagami stanął model 488 GTB. Najlepiej sprzedający się model ferrari w Polsce z 670 KM pod maską można mieć już za 302 tys. euro (niespełna 1,3 mln zł). To niejedyna „bomba” zlotu. Pokazano też alfę romeo giulia, nowe luksusowe auto sportowe warte co najmniej 140 tys. zł.
Italia w pigułce
W sobotę dużo dyskutowano na temat włoskiego wzornictwa. Dla niektórych uczestników – niedoścignionego przez projektantów z innych państw. W Manach kilku specjalistów wygłosiło na ten temat wykłady. Bo zlot w swoim założeniu nie miał być jedynie spotkaniem kierowców. Postarano się, aby w pięknym pałacowym parku auta wyglądały jak na wystawie dzieł sztuki. Pod Tarczynem pojawiło się wielu wystawców, by stworzyć na miejscu klimat Italii. Nawet kawę w sobotę podawano we włoskim stylu.
Skąd pomysł na imprezę będącą hołdem dla kraju ze stolicą w Rzymie? – Ze znajomymi zaczęliśmy jeździć współczesnymi modelami alfa romeo, a później odkrywaliśmy świat poza motoryzacją. Zainteresowało nas, skąd się wziął włoski design, dlaczego Włosi mają takie podejście do życia, jakie mają; dlaczego mają tyle szczęścia, świetne jedzenie i piękne krajobrazy – mówi o grupce organizatorów Forzaitalia ich lider Jakub Strzemżalski.
Dla uczczenia wspólnego spotkania kilkudziesięciu kierowców wyruszyło w sobotę na wspólny przejazd – do Mszczonowa, przez Tarczyn ponownie do Manów.
Piotr Chmielewski