PIASECZNO – To co dzieje się na piaseczyńskim targu woła o pomstę do nieba – uważa pani Danuta, która trudni się handlem. – Pracownicy obsługujący plac sami ustalają tu zasady, które nie są sprawiedliwe…
– Jeżdżę po różnych targach, ale tu jest najgorzej – mówi kobieta. – Niektórzy handlujący zajmują nawet trzy miejsca, płacąc tylko za jedno. Tymczasem w regulaminie jest napisane, że nie można zajmować więcej niż dwóch miejsc… W efekcie dla innych handlujących ich brakuje, albo lądują na obrzeżach placu targowego.
Kobieta zwraca także uwagę, że pracownicy placu przydzielają najlepsze miejsca „po uważaniu”.
– Część miejsc jest zarezerwowanych i nawet jak ktoś przyjedzie wcześniej, nie może na nich stanąć. Jest to tym dziwniejsze, że oficjalnie rezerwacji na targowisku nie ma – dodaje pani Danuta.
Zapytaliśmy gminę, czy przeprowadza na targowisku wewnętrzne kontrole prawidłowości wydawania biletów i pobierania opłat. Zapytaliśmy też, czy do urzędu wpływały wcześniej sygnały o nadużyciach na placu targowym.
– Sprzedający, którzy korzystają podczas handlu z dwóch miejsc oczywiście za nie płacą – informuje Grzegorz Chrabałowski, naczelnik wydziału utrzymania terenów publicznych.
– Pracownicy wydziału systematycznie prowadzą wewnętrzne kontrole na targowisku. Sprawdzane są bilety opłaty targowej, nadzorowana jest również praca osób zatrudnionych do obsługi placu. Jeśli pojawiają się jakiekolwiek zgłoszenia o nieprawidłowościach, pracownicy gminy podejmują interwencje.
Jeśli chodzi o wskazywanie miejsc do handlu, jak twierdzi Grzegorz Chrabałowski, zgodnie z regulaminem robią to pracownicy targowiska.
– Uwzględniają przy tym zarówno rodzaj sprzedawanego towaru, jak i przyzwyczajenia klientów do konkretnej lokalizacji sprzedawców – uzupełnia naczelnik. – Rzeczywiście nie ma rezerwacji, ale zwyczajowo wiadomo, gdzie konkretni sprzedawcy, handlujący przez cały rok (a przynajmniej większość roku), rozkładają swoje towary i zarówno inni sprzedający, jak i pracownicy targowiska tego zwyczajowego rozkładu pilnują.
TW