POWIAT Kilka lat temu ASF porządnie przetrzebił populację dzików na naszym terenie. Teraz jednak dzików znów jest tyle, co przed epidemią. Wychodzące z lasów zwierzęta zaczynają sprawiać coraz więcej kłopotów rolnikom i nie tylko, ryjąc trawniki, trzebiąc uprawy i strasząc spacerowiczów, w tym dzieci
– Dziki niszczą nam uprawy, wchodzą na podwórka, ryją pasy wzdłuż chodników. Po zmroku strach wychodzić z domu – alarmuje pan Piotr, mieszkaniec Kawęczyna. W innych miejscowościach występują podobne problemy. Watahy dzików widywane były w ostatnim czasie w Złotokłosie, Wilczej Górze, Pilawie i wielu innych miejscowościach sąsiadujących z lasami Nadleśnictwa Chojnów. Mieszkańcy skarżą się, że lokalne władze nie reagują, podobnie zresztą jak koła łowieckie.
– Wiele terenów na których są widywane dziki to obszary miejskie nie objęte okręgami łowieckimi – wyjaśnia Sławomir Fiedukowicz z Nadleśnictwa Chojnów. – Tam, gdzie mieszkają ludzie, nie ma możliwości robienia odstrzałów. Może dlatego koła łowieckie są tu bezradne…
Leśnicy już od jakiegoś czasu alarmują, że populacja dzików w całej Polsce gwałtownie rośnie. Klimat ociepla się, więc dziki to wykorzystują i mnożą się na potęgę. Potem, w poszukiwaniu pożywienia, wychodzą z lasu i wkraczają na tereny zamieszkiwane przez ludzi. Powoduje to niekiedy groźne sytuacje. Co w tej sytuacji można zrobić? Jak twierdzą specjaliści, jedynym sposobem jest zwiększenie planu odstrzałów, choć na to akurat nie zgadzają się ekolodzy. Mamy więc swoisty pat, na którym korzystają zwierzęta. A jak chronić swoje trawniki i pola przed dzikami?
– Po prostu trzeba je grodzić, innej rady nie ma – podpowiada Sławomir Fiedukowicz.
TW
Jest jeden sposób, odstrzał dzików wraz z ekologami.
Problemów z dzikami nie rozwiążą koła łowieckie.
To jest konflikt interesów myśliwych i normalnych ludzi.
Trzeba rozmawiać z elektrykami.
Wajcha w dół i „nie było tematu”.