GÓRA KALWARIA Maciej Boinski wędruje pieszo od źródeł do ujścia Wisły. W ubiegłym tygodniu noc z wtorku na środę spędził w namiocie rozbitym na szczycie wieży spowitego w ciemnościach zamku w Czersku
To już czwarta wyprawa 36-letniego mieszkańca Nakła nad Notecią (woj. kujawsko-pomorskie). Zaczął od zimowego przejścia wzdłuż Noteci na początku 2014 roku.
– Mieszkam blisko tej rzeki. Zawsze lubiłem chodzić przy jej korycie. W końcu pomyślałem, czemu nie przejść wzdłuż całej Noteci. Tak to się zaczęło – opowiada wędrowiec.
W kolejnych latach w ten sam sposób poznał doliny Warty i Brdy. „Wisła 2017” to najdłuższa wyprawa Macieja Boinskiego: 1047 km, około 50 dni wędrówki. Wyruszył w nią 2 stycznia.
Ucieczka w samotność
Dlaczego idzie zimą?
– Pracuję jako budowlaniec i o tej porze roku mam najwięcej wolnego czasu. Poza tym nie lubię owadów, pająków. Brzydzę się ich – tłumaczy.
Dodaje, że taka ekstremalna podróż jest dla niego wyzwaniem, a lubi sprawdzać możliwości swojego organizmu. Z domu kibicują mu żona i córka.
– Już przywykły do mojej pasji. Żona mówi, że nie chce mnie ograniczać – opowiada 36-latek. Czy nie doskwiera mu samotność? – To jest ucieczka w samotność. Od czasu do czasu lubię spędzić czas sam – odpowiada.
Piechur przeszedł już około 600 km, zostało mu niespełna 550
Dziennie pokonuje średnio około 18 km z ważącym ponad 20 kg plecakiem (do tej pory stracił 8 kg). Do wyprawy przygotowywał się przez cały rok. Zbierał już podniszczone spodnie i inne części garderoby, aby zabrać je na wyprawę i obywać się bez prania.
– Co tydzień wyrzucam spodnie i bluzy, codziennie skarpetki i co drugi dzień bieliznę. Nową dostawę ubrań co dwa tygodnie dosyła mi żona. Odbieram je u znajomych, których poznałem za pośrednictwem Facebooka – mówi Maciej Boinski.
Po drodze spotyka go dużo życzliwości. Kiedy kilka dni temu przez przypadek potłukł termometr, bo nadepnął na niego, następnego dnia dostał w prezencie kolejny. Od dziewczyny, która śledzi jego wyprawę w internecie.
Co kilka dni piechur śpi w miejscach – takich jak zamek w Czersku – w których może doładować baterie telefonu i aparatu. Bo robi dużo zdjęć w nadziei, że uda mu się wydać album.
– Żeby moja córka wiedziała, że tata nie siedział tylko przed telewizorem – żartuje. Rejestruje jednak nie tylko piękną stronę rzeki, ale także największe skupiska śmieci nad wodą i w samym korycie. – To żenujące, że nie dbamy o taki skarb – zauważa.
Dziki na porządku dziennym
Często w pobliże namiotu, który rozbija tuż nad rzeką, podchodzą dzikie zwierzęta.
– Dziki są na porządku dziennym. Jednak kiedy tylko obrócę się na bok, uciekają. Dwie noce temu, obok miejsca, w którym spałem, bobry przewróciły nieduże drzewo. Targając je, zahaczyły o namiot – relacjonuje.
Do tej pory najzimniejsza noc, w którą przyszło mu spać w namiocie, była w okolicy Oświęcimia. Przy temperaturze -27 stopni Celsjusza przed zimnem przestał go chronić solidny, używany przez himalaistów, śpiwór.
– Nie dało się spać, musiałem rozpalić ognisko – opowiada.
Maciej Boinski już planuje kolejną wyprawę. Chce przejść wzdłuż Sanu i najbardziej cieszy się na myśl, że będzie wędrował przez dzikie Bieszczady.
Piotr Chmielewski