PIASECZNO Tydzień temu wiceburmistrz Hanna Kułakowska-Michalak odwołała ze stanowiska dotychczasową dyrektor Samodzielnego Zespołu Publicznych Zakładów Lecznictwa Otwartego w Piasecznie, Martę Dorociak-Burzę. Zapytaliśmy jakie były przyczyny tej decyzji
– Jestem rozczarowana sposobem, w jaki zostałam odwołana – mówiła w poniedziałek w rozmowie z nami Marta Dorociak-Burza. – Jestem zawiedziona, bo do mojej pracy nigdy nie było zastrzeżeń.
Zapytaliśmy gminę, jakie były zatem faktyczne przyczyny odwołania. Uzyskane przez nas informacje są jednak bardzo ogólnikowe i tak naprawdę nie wyjaśniają, dlaczego podjęto taką decyzję.
– W związku z potrzebą ogłoszenia konkursu na dyrektora SZPZLO w Piasecznie, Rada Społeczna SZPZLO w Piasecznie pozytywnie zaopiniowała decyzję o odwołaniu pani Marty Dorociak-Burzy z tego stanowiska – czytamy w przesłanym przez urząd oświadczeniu. Wynika z tego, że odwołanie nie było autorskim pomysłem wiceburmistrz i sekretarza urzędu, a taki postulat przegłosowała de facto rada społeczna, która wyznacza SZPZLO kierunki działania. Członkowie rady społecznej z którymi rozmawialiśmy nie chcieli oficjalnie mówić o przyczynach odwołania dyrektor. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że na linii dyrektor-członkowie rady od dawna były niesnaski i problemy z komunikacją.
– Trudno nam było znaleźć wspólny język i namówić panią dyrektor na działania, które nam wydawały się słuszne – mówi jeden z naszych rozmówców. – Wydaje mi się, że pani dyrektor była mało dynamiczna i nie nadążała za zmianami dokonującymi się w służbie zdrowia. Efektem był odpływ pacjentów z zarządzanych przez nią publicznych przychodni. Od pracującego na takim stanowisku menadżera powinno się oczekiwać konkretnych działań, których w naszym odczuciu zabrakło. Pani dyrektor gromadziła pieniądze, a nie inwestowała w przychodnie. To był kolejny duży błąd.
TW
Z przychodni na Fabrycznej poodchodzili bardzo dobrzy i długo pracujący specjaliści lekarze. (np. pediatrzy, chirurdzy )gdyż byłej pani dyrektor zupełnie nie zależało na ich zatrzymaniu. Jaki może być pożytek z wyremontowanych pomieszczeń, jeśli nie ma w nich kto pracować?
Albo z nowoczesnej aparatury, której nie ma kto obsługiwać? Co z tego że zakupiono nowy aparat rentgenowski, jeśli przychodnia nie zatrudnia na etacie ani na umowie żadnego rentgenologa i opisy badań robione są na zasadzie „radiologii internetowej” czyli przez osoby nie mające z daną placówką kompletnie nic wspólnego. Być może wychodzi to nieco taniej, ale czy w medycynie chodzi wyłącznie o pieniądze?
Jak beznadziejnym trzeba być menadżerem w służbie zdrowia, żeby nie zdawać sobie sprawy z faktu, że brak lekarzy w placówce spowoduje odpływ pacjentów, a co za tym idzie ograniczenie funduszy z NFZ. Inaczej mówiąc, przychodni spadną dochody, a to siłą rzeczy przełoży się na jakość obsługi pacjentów i jeszcze trudniej będzie utrzymać pracowników.
W skrajnym przypadku mogą również zostać odebrane kontrakty na specjalistykę, jeśli np. okaże się, że w placówce nie został ani jeden chirurg (póki co pracuje jeden emeryt). Wtedy pacjentom z rejonu Piaseczna pozostanie zapisać się na wizytę do prywatnego szpitala, gdzie czas oczekiwania w ramach NFZ można sobie sprawdzić dzwoniąc do rejestracji na Mickiewicza. Te problemy były znane w przychodni od lat i dziwne, że dopiero teraz tak nieudolna i niekompetentna dyrektor została odwołana.