PIASECZNO Ze Zbigniewem Samorajem, 62-letnim mieszkańcem Bogatek i wieloletnim uczestnikiem lokalnych turniejów tenisa stołowego, rozmawia Grzegorz Tylec
Dlaczego od lat gra pan wciąż w tenisa stołowego?
Polecam ten sport każdemu. Wyrabia refleks, cierpliwość i uczy pokory.
W lokalnym środowisku uchodzi pan za prawdziwego pingpongowego weterana i pasjonata tej dyscypliny sportu…
Tak się złożyło, że wygrałem pierwsze dwa turnieje Grand Prix w Piasecznie. To było ponad 20 lat temu. Pamiętam, że już wtedy brało w nich udział dużo ludzi. Zawsze, gdy tylko mogę staram się brać w nich udział. Wciąż grywam też w piątej lidze, w rozgrywkach ligowych w Górze Kalwarii. Kiedyś występowałem też pod szyldem Nadarzyna w trzeciej lidze.
Czy gdy pan zaczynał przygodę z tenisem stołowym grało się wówczas inaczej?
Od czasów, gdy zaczynałem grać zmieniły się zasady pod kątem większego tempa rozgrywki i widowiskowości. Krótsze sety sprawiają, że o wygranych decyduje też czasem nieco szczęścia.
A jak, jako weteran, radzi pan sobie dziś na turniejach?
W tenisie stołowym wiek nie jest tak istotny, jak w innych dyscyplinach. Na pewno nie mam już takiej kondycji i szybkości jak kiedyś, ale nadrabiam to doświadczeniem i spokojem. Niejednokrotnie już ogrywałem znacznie młodszych od siebie, a moi przeciwnicy byli potem zaskoczeni, bo nie spodziewali się ze mną porażki. Poprzedni rok miałem zresztą bardzo udany – wygrałem Warszawską Spartakiadę Seniorów, turniej z okazji odzyskania niepodległości w stolicy oraz zdobyłem srebrny medal w deblu na mistrzostwach weteranów w Józefowie.
Czy nie szkoda panu, że obecnie nie ma warunków, żeby UKS Return mógł grać wyżej niż w drugiej lidze?
W Piasecznie są piękne tradycje tenisa stołowego. Mieliśmy tu kiedyś wspaniałe sukcesy. Uważam, że gmina powinna pomóc naszym zawodnikom w lidze – tak by mogli rywalizować na wyższym poziomie rozgrywkowym. Nie powinno być tak, że są tu duże pieniądze np. dla piłkarzy, a nie znajdują się odpowiednie środki dla naszych tenisistów stołowych.