PIASECZNO W pierwszej połowie września Karol Lewandowski, absolwent LO przy ul. Chyliczkowskiej wspiął się z dwoma kolegami na znajdujący się w Gruzji szczyt Kazbek, który wznosi się na wysokość 5033 m nad poziom morza
Karol Lewandowski ma 24 lata i uczy się w „Szkole Orląt” w Dęblinie. Jako że od dawna pałał miłością do gór, przed dwoma laty założył z kolegami ze szkoły sił powietrznych Klub Górski „Husar”.
– Zaraz potem, aby uczcić święto Wojska Polskiego, zdobyliśmy Mont Blanc, który ma 4808 m n.p.m. – mówi Karol Lewandowski. – Teraz postanowiliśmy rzucić wyzwanie jednemu z najwyższych szczytów Gruzji.
Złożyli wieniec pod pomnikiem prezydenta i ruszyli w góry
Organizacja ekspedycji zajęła trzem śmiałkom niemal dwa miesiące.
– Na Mont Blanc wchodziliśmy w mundurach polskiej armii, w Gruzji jednak – ze względu na sytuację polityczną – poruszaliśmy się po cywilnemu – opowiada mieszkaniec Piaseczna. Po wylądowaniu 5 września w Tbilisi, razem z attache ambasady podróżnicy udali się pod pomnik Lecha Kaczyńskiego, byłego zwierzchnika sił zbrojnych, pod którym złożyli kwiaty. Potem od razu wyruszyli na północ i jeszcze tego samego dnia znaleźli się u podnóża góry. Tam zrobili zakupy i podjęli decyzję, że następnego dnia wychodzą na szlak. W pierwszym etapie trekkingu udało im się wejść na wysokość 3200 m n.p.m., co trwało około 7,5 godz. – Drugiego dnia szliśmy lodowcem Gergeti. Doszliśmy do stacji meteo znajdującej się na wysokości 3600 m – mówi Karol Lewandowski. – Tam rozbiliśmy namiot i się przepakowaliśmy. A następnego dnia rozpoczęliśmy aklimatyzację przed atakiem szczytowym.
Aklimatyzacja polegała na wejściu na 4000 m, gdzie zaczyna się lodowiec. Tymczasem na górze panowały trudne warunki meteorologiczne. 9 września pogoda na moment ustabilizowała się. Trzej śmiałkowie postanowili to wykorzystać i podjęli atak szczytowy.
– Wyszliśmy o 2 rano. Gdy doszliśmy do lodowca, założyliśmy raki i związaliśmy się linami, bo występują tam szczeliny – opowiada mieszkaniec Piaseczna. – Potem zaczęło się trawersowanie, najbardziej stromy odcinek jest na samym końcu. Podejście na szczyt jest od zachodniej strony góry, więc słońce zobaczyliśmy dopiero na wierzchołku. Stanęliśmy tam około godz. 9.
Uratowali Białorusina i Ukraińca
Na szczycie podróżnicy zrobili sobie zdjęcia, nakręcili krótkie filmy i – mimo świetnej pogody – zaczęli schodzić do bazy pod stacją meteo. Na pięciu tysiącach metrów powietrze jest bardzo rozrzedzone, dlatego wiele osób cierpi na chorobę wysokościową.
– Po drodze spotkaliśmy Ukraińca i Białorusina, którzy mieli poważne problemy – mówi Karol Lewandowski. – Pomogliśmy im zejść i przekazaliśmy ich w ręce ratowników. Kosztowało to nas naprawdę sporo wysiłku i nerwów, bo zaczęło padać w związku z czym mieliśmy problemy ze znalezieniem drogi powrotnej do bazy. Na dole byliśmy wykończeni i od razu położyliśmy się spać.
Tomasz Wojciuk