KONSTANCIN-JEZIORNA Kiedy lekarze z lecznicy przy Wierzejewskiego jeden do drugiego odsyłali 17-letnią córkę pana Mariusza, mężczyzna zatelefonował po pogotowie. Wtedy miejsce dla pacjentki w kolejce do lekarza dyżurnego się znalazło
– Czy tak to powinno wyglądać? Czy w naszej służbie zdrowia lekarz jest drugim po Bogu? – pyta pan Mariusz (prosił o niepublikowanie nazwiska). Uważa, że to, co w poniedziałek wydarzyło się z jego udziałem swoim absurdem nie ustępuje komediom Stanisława Barei.
W poprzednią środę 17-letnia Kamila doznała urazu stopy. Nie mogła chodzić. Mama zawiozła ją do poradni chirurgi urazowej w Stocerze. Tam zrobiono jej na miejscu prześwietlenie i lekarz po obejrzeniu orzekł, że doszło do stłuczenia. Jak jednak podkreśla mama nastolatki, medyk kazał przyjechać ponownie do przychodni, gdyby stan nogi dziewczyny się pogorszył.
W następnych dniach stopa Kamili zaczęła puchnąć, 17-latka miała coraz większe trudności z chodzeniem. W poniedziałek pani Dorota z nastolatką oraz półtorarocznym synkiem ponownie przyjechała do Stocera. Tu dziewczyna usłyszała, że lekarz jej nie przyjmie, ponieważ w poczekalni jest już zbyt wielu pacjentów. Nastolatka ze spuchniętą nogą została odesłana na znajdujący się w tym samym budynku ostry dyżur. Jednak tam o przyjęciu Kamili lekarz również nie chciał słyszeć, ponieważ „nie był to nagły przypadek” (ale sprzed kilku dni) i kazał wrócić do przychodni. Stamtąd ponownie odesłano ją na ostry dyżur, i tak dalej. Te przepychanki trwały przeszło dwie godziny.
– Kiedy przyjechałem na miejsce, żona powiedziała, że już nie wie co ma zrobić. Córka nie mogła chodzić, opuszczała lekcje. Jutro znów musielibyśmy ze spuchniętą stopą pojechać do lekarza. Dokąd? Znów do Stocera? – mówi pan Mariusz nie kryjąc emocji.
W poniedziałek postanowił „narobić wstydu Stocerowi” i z ulicy przed bramą szpitala zatelefonował po karetkę pogotowia.
– Nasi ratownicy stwierdzili, że według nich pacjentka wymaga konsultacji ortopedycznej i przekazali ją dyżurnemu lekarzowi izby przyjęć Stocera. Interwencja przebiegła sprawnie, bez utrudnień ze strony personelu szpitalnego – informuje Wojciech Jóźwiak, rzecznik prasowy firmy Falck.
Pracownicy pogotowia „pożyczyli” ze Stocera wózek inwalidzki i przewieźli Kamilę na ostry dyżur. Po odczekaniu w kolejce, co trwało około 2,5 godziny godzin, jej stopa została prześwietlona i okazało się, że u dziewczyny doszło do złamania kości śródstopia. Stopa została włożona w gips i pacjentka mogła wrócić do domu.
We wtorek poprosiliśmy dyrekcję Mazowieckiego Centrum Rehabilitacji Stocer o odniesienie się do poniedziałkowych wydarzeń, ale jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
To jest kołchoz, podobną sytuację miałem z wnuczką. Tylko w STOCER pacjent jest zerem. A przecież płacimy za opiekę zdrowotną z obowiązku ustawowego. W prywatnym obiekcie szef jednostki natychmiast usunął by takiego nieudacznika.
Takiej budy, jak widać na zdjęciu,nie spotka nikt poza Konstancinem-Jeziorna. Przy rejestracji jest naklejonych na szybach milion nalepek.Co chory nie może , co ma wykonać, jak się zachować, jak ma podchodzić do pustego okienka. Oraz, że skargi przyjmuje KIEROWNIK,bez podania miejsca i nazwiska.Gratuluję Samorządowi Województwa za taką sytuację. Tak trzymać
Nie pluj tak. Syn zgłosił się z wypadniętym barkiem, po godzinie był już na oddziale bark nastawili i został dzień na obserwacji – dzięki STOCER.
Na oddziale 5a są wspaniali chirurdzy cudotwórcy personel oddany i bardzo fachowy sprawdziłem to na własnej nodze.
PS
Oczywiście miał szczęście, że o 22.00 nie było kolejki bo różnie bywa.
rybak – „ta buda” jest po remoncie i standard oddziałów które widziałem jest co najmniej dobry – ty chyba nigdy tam nie byłeś.