GÓRA KALWARIA Z wyjątkowym rozmachem zorganizowano tegoroczne Święto Wisły, a i miłośnicy rzeki nie zawiedli. W sobotę mogli przebierać w łodziach, które zabierały pasażerów na wycieczki
Przy plaży obok tzw. tamy wojskowej można było korzystać z bezpłatnych przejażdżek batami, motorówkami, kajakami i niej – królowej polskich rzek, drewnianej szkucie w dwóch wydaniach – małej („Oskarg Kolberg”) i dwa razy większej („Dar Mazowsza”). Impreza, której organizację przed kilkoma laty zapoczątkowało piaseczyńskie Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (WOPR), w tym roku została poświęcona tematowi 500-letniego statku rzecznego, którego wydobywanie dzień wcześniej zakończono w Czersku. O szkucie dała wykład Katarzyna Jasińska (to na jej działce doszło do sensacyjnego odkrycia) oraz Wojciech Borkowski, dyrektora warszawskiego Państwowego Muzeum Archeologicznego (które zajmie się teraz kilkuletnią konserwacją statku).
– Właśnie z powodu wydobycia szkuty bardzo nam zależało, aby dotarła do nas jej replika w zmniejszonej skali, Dar Mazowsza i żeby mieszkańcy zobaczyli, jak pływało się na takiej jednostce – tłumaczy Piotr Rytko, szef piaseczyńskiego WOPR i prezes czerskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. – Największy drewniany statek w Polsce dotarł do nas, ale z wielkimi przygodami. Ponieważ trwa budowa Mostu Południowego w Warszawie i szlak żeglugowy jest zablokowany, w około 25 osób musieliśmy przeciągnąć szkutę po mieliźnie. To burłaczenie na odcinku około 800 metrów trwało 12 godzin! – opowiada.
Pyton do schrupania
Warto było. Pasażerowie, którzy spędzali na pokładzie Daru Mazowsza po kilkadziesiąt minut, byli zachwyceni.
– Jestem szczęśliwy, że spełniło się nasze ogromne marzenie o powrocie na Wisłę tradycyjnej żeglugi, jak za dawnych lat – mówi Robert Jankowski, prezes Fundacji Rok rzeki Wisły, projektant i kapitan Daru. – Napawa mnie duma, że testujemy tę dostojną, płaskodenną jednostkę w boju i możemy poczuć to wszystko, co czuli flisacy sprzed wieków – zachwyca się. Dar Mazowsza niemalże unosił się nad wodą. – Nasza szkuta jest zanurzona zaledwie na 40 cm. Jak na 10-tonowy statek o wyporności 40 ton to bardzo mało – przyznaje. Jankowski mówi, że „odkrycie czerskiej szkuty było pozytywnym wstrząsem dla całego środowiska miłośników Wisły, który wywołał falę marzeń i spekulacji, czy taki statek może wrócić na Wisłę”.
Kto nie bał się w sobotę mocniej zanurzyć w wodzie, mógł na miejscu poszusować na desce za motorówką, lub popływać na desce SUP. Nie brakowało też atrakcji na brzegu – m.in. stoisk z bezpłatnymi jabłkami, sokami oraz… „pytonem wiślanym”, czyli bułką w kształcie węża o smaku chałki. Chętni mogli również zagrać w siatkówkę plażową (zgłosiło się osiem drużyn!), obejrzeć ciekawą wystawę „Z biegiem Wisły, z biegiem lat”, czy posłuchać muzyki na żywo. W ramach święta, w sobotę oficjalnie nadano nazwę mostowi samochodowemu. Burmistrzowie Góry Kalwarii i Karczewa odsłonili tablice po obu stronach rzeki, dopływając wcześniej do przeprawy. „Most Nadwiślańskiego Urzecza” to pierwsza nazwa miejscowa związana z mikroregionem etnograficznym odkrytym na nowo przed kilkoma laty przez Łukasza Maurycego Stanaszka.
Wyczekiwanie na marinę w porcie
Wodniacy czynią starania, aby Wisła (i sporty wodne) przyciągała większą liczbę osób nie tylko przy okazji corocznego święta. Piaseczyńskie WOPR na zlecenie starostwa opracował koncepcję opisującą, co potrzeba, aby w jeszcze większym stopniu wróciło życie na rzekę i jej brzeg w gminie Góra Kalwaria. Jednak jak przyznaje Piotr Rytko, jej realizacja idzie jak po grudzie.
– A ludzi nad rzeką przybywa. Widzimy, że jest bardzo duże zainteresowanie wodą, szczególnie jeśli chodzi o kajakarstwo – podkreśla.
Wicestarosta piaseczyński Arkadiusz Strzyżewski przyznaje, że urząd powiatowy stara się podejmować działania, które sprawią, że mieszkańcy będą spędzali nad rzeką więcej czasu.
– W tym roku ogłosiliśmy pilotażowy konkurs na rejsy po Wiśle. Statek pływał przez trzy niedziele i zainteresowanie rejsami przerosło nasze najśmielsze oczekiwania – stwierdza. – Marzy mi się, aby w przyszłym roku, w każdą niedzielę na plaży obok tamy wojskowej było boisko do siatkówki, nieodpłatne parasole i leżaki do wypożyczenia. Chcieliśmy też ruszyć z budową pomostu w porcie, takim zaczątkiem mariny, aby posiadacze łodzi z Góry Kalwarii i okolic mogli je tutaj trzymać. Niestety, spółka Wody Polskie narzuciła nam procedury, które są bardzo czasochłonne – żałuje.
Budowę mariny w porcie za najważniejsze zadanie uważa również burmistrz Dariusz Zieliński.
– Wisłą i jej brzeg w naszej gminie to miejsce bardzo urokliwe, ale jednocześnie piękne ze względu na swoją dzikość i trzeba zrobić wszystko, aby te walory zostały wykorzystane do rozwoju turystyki – tłumaczy.
No to niektórzy uczcili kolejną rocznicę wybuchu II Wojny Światowej… młodzieży patrz i naśladuj(?) te nowe lokalne standardy…