Non abbiamo paura! 

0

Internetowe media społecznościowe mają się doskonale, bo w jednym pakiecie są: piaseczyńskie, mazowieckie, polskie, europejskie i światowe. Tu wszystko gra i buczy. Natomiast, jeśli chodzi o media lokalne, nośniki lokalnej informacji – to należy stwierdzić, że Piaseczno jest nudnawą plażą nad… Perełką. A może nawet jest pustynią, tylko podkolorowaną na zielono.

Kiedyś była tu prywatna telewizja iTVPiaseczno i prywatne Radio Piaseczno, ale ucichły, zepchnięte do roli zbędnych rekwizytów. Nie wytworzyły kręgu odbiorców, bo nie zdołały przebić jedynej słusznej narracji wypływającej z olimpu urzędów. Na lokalnym ryneczku wymiany reklam i przekazu faktów dokonanych zostały dwie redakcje bezpłatnie kolportujące swoje gazety oraz jedno potężne dziecię kapitału i propagandy – Gazeta Piaseczyńska.

Zachęcam państwa do lektury artykułu pn. Czy samorządy powinny wydawać gazety? (prawo.pl) oraz niezwykle precyzyjnego raportu Watchdog Polska na stronie ISP: O czym szumią gazety władzy? Raport Watchdog Polska – Instytut Spraw Obywatelskich.

Z tych tekstów wyłania się śmierć tytułów zagarniętych przez obajtkową mafię, ale przede wszystkim wyłazi ograbianie Polski z szansy na niezależność oceniania władzy. Pojawia się tu bardzo ciekawa analiza polityki informacyjnej polskich samorządów lokalnych, tej specyficznej polityki, ukrytej pod hasłem promocji jednostek samorządu terytorialnego. Okazuje się, że naprawdę wszyscy (obywatele, podatnicy) jesteśmy nasączani sterowaną promocją działań i działaczy. Nawet ci z nas, którzy czują się wyalienowani i nieukorzenieni, przypadkowi czy „słoikowi”. 

Nasuwa się masa pytań! 

Czy ktoś potrzebuje mieszkańców jako rozmówców? Czy gmina dąży do otwartych debat społecznych? Czy gmina uczy nas nowoczesnego, sprawnego zarządzania dobrem wspólnym? Ilu z nas przeczyta raz w życiu Raport o stanie Gminy Piaseczno? Ilu z nas wie, gdzie znaleźć ten dokument? Ilu mieszkańców chodzi / ogląda sesje Rady Miejskiej, a tym bardziej sesję absolutoryjną? Ile osób wie, że paszport załatwiamy w starostwie, a za wywóz odpadów komunalnych płacimy w urzędzie gminy? Kto z nas widział ostatnio (albo w ogóle) mądry, problemowy wywiad z radnym/radną tzw. opozycji, puszczony na kanale YouTube urzędu gminy?       

Naprawdę nie pamiętam, aby niespodziewanie podszedł do mnie lokalny dziennikarz (z mikrofonem, a operator z kamerą) i zadał mi inspirujące pytanie. Żeby zaskoczył mnie pozytywnie swoją własną wiedzą. Potwierdził, że lokalna publicystyka istnieje. Że jestem dla niego nie maskotką potwierdzają dziurę w asfalcie, ale godnym szacunku rozmówcą, od którego można się jeszcze np. czegoś nauczyć. Natomiast utrwalone mam w mózgu wszelakie eventy, ustawione (czytane z kartek za kamerą)  życzenia wszystkiego najlepszego, uroczyste wielonożyczkowe cięcia wstęg, karnawał dla środowisk wszystkich przedziałów wiekowych. Znam na pamięć społeczny potencjał organizacji pozarządowych, związków, towarzystw angażowanych jako tło potwierdzające, że przecież żyje się dobrze i pięknie. I nie dziwię się wcale, że z takich karnawałów wyłaniają się nowe gwiazdy i nowi herosi. To nic, że znamy ich ze stanowisk urzędniczych, to nic, że trwa kampania wyborcza,  to nic, że przecież chodzi o kolejną kadencję na może wygodniejszym stołku… Wielki kreator kasy i wizji, największy pracodawca i mocodawca ma – jak to się mówi – wszystko poukładane i przyklepane. 

Czy wszędzie w Polsce lokalne gazety nie rozmawiają na żywo z decydentami, radnymi, nie pytają o ich zadania i obowiązki? Czy wszędzie lokalne media boją się zamknięcia redakcji, ograniczenia wpływów z reklam, plajty? Czy wszystkie muszą płynąć z nurtem? 

Gigantycznie rozrośnięty aparat promocji w administracji samorządowej to prawdziwe nieszczęście. Przede wszystkim dlatego, że warunki pracy w sferze sterowanej informacji nie przypominają demokratycznego państwa prawnego. To w ogóle nie jest demokracja. To raczej model uprawiania władzy w stylu PRL-u, w którym tzw. organy – w zabetonowanej bańce politycznych układów – uprawiały sobie propagandę sukcesu, dopuszczając (lub nie) obywatela, klienta, interesariusza do wielkiego plastra miodu! W demokracji nie można zadekretować wzoru opinii o władzy, bo to się robi samo i niezależnie. Wtedy jest prawdziwe. Ludzi nie wolno władzą straszyć (skracać im czas wypowiedzi, przechodzić do wygodniejszych tematów). Władza nie ma prawa (i szans) na spacyfikowanie wszystkich przejawów myślenia społecznego. Coś zawsze wyjdzie bokiem.  

 ISP: Gazety władzy udają (…) coś, czym nie są. Udają prasę, ale nie spełniają standardu oczekiwanego od prasy. (…) Autorzy artykułów często nie są dziennikarzami, a urzędnikami, jeśli jest to gazeta prowadzona bezpośrednio przez urząd – a takich jest wedle uzyskanych przez nas wcześniej danych 61%, często są to pracownicy działów promocji, co dobrze oddaje zadania, jakie są stawiane przed gazetami władzy. W 33% są to pracownicy samorządowych instytucji kultury. (…) I choć brzmi to niegroźnie, jest bardzo szkodliwe. To oswoiło społeczeństwo z działaniami niezgodnymi z prawem. To nam wywróciło rozumienie roli władzy i mediów.          

 W Piasecznie nie ma żadnego niezależnego gremium, dyskutującego o społeczeństwie obywatelskim, o potrzebie widzenia lokalnego życia z poziomu o wiele wyższego niż statystyczny. Z poziomu wartości dodanych. Mamy, jak w całej Polsce, kłębowisko wojny polsko-polskiej i wojny interesów. Jesteśmy zasysani przez krajową (stołeczną, partyjną) politykę. Wokół nas zmienia się (na wieki wieczne) przestrzeń, realizuje się złożone projekty. Mówi się o zróżnicowanym, ale zrównoważonym rozwoju cywilizacyjnym. I Piaseczno staje de facto wylotową (na południe) dzielnicą Warszawy. A przecież jest to niewielkie mazowieckie miasto, które ma 600 lat. 

W stosie lokalnych problemów tkwią (jak diabeł w szczegółach) pytania o NFZ, brudne chodniki, dziurawe ulice, zalewane działki, o potłuczone butelki, o niszczone melioracje, o ekstensywne osiedla łanowe, awarie wodociągów, rozwalające się ogrodzenia,  o wycinanie drzew, ronda dla lalek, przepełnione szkoły, wiecznie zmieniane (dla punktowej potrzeby) plany zagospodarowania przestrzennego, o eksperymenty budowlane, zaniedbane zabytki… Mrowisko niepołączonych kropek. 

Mamy bardzo konkretny budżet wpływów i wydatków. Tylko na utrzymanie oświaty gmina musi mieć grubo ponad 300 mln złotych rocznie. A tymczasem…

prezent, czyli 317 mln złotych na nową siedzibę władz gminy Piaseczno  

Nagle. News. To był moment, w którym coś we mnie pękło. Nie wytrzymały fundamenty pod naciskiem „ideologicznej nadbudowy”. Nie znalazłam już w sobie uzasadnienia dla pomysłów urzędniczo-korporacyjnego laboratorium. „Pis zabierał nam kasę, to teraz KO nam odda i sobie wybudujemy” – rzekł decydent. A ja słuchałam tego i czułam się tak, jakby ktoś dał mi z liścia. I pomyślałam sobie: a przecież ten zły PIS masz teraz w obecnej radzie miejskiej, w tej oswojonej koalicji. Chyba gorsi są ci nowi, nieznani, prawda?

W Raporcie o stanie Gminy Piaseczno za rok 2023 czytam:  „Decyzje dotyczące kluczowych dla mieszkańców obszarów zarządzania gminą podejmowane są we współpracy z organami doradczymi i opiniotwórczymi. W gminie Piaseczno powołane są następujące organy doradcze: Młodzieżowa Rada Gminy, Rada Oświatowa, Rada Działalności Pożytku Publicznego, Rada Seniorów, Rada Sportu, Rada Kobiet, Zespół konsultacyjny ds. dziedzictwa kulturowego (sic!). Język urzędu. No comment…

A gdzie są te organa niepowołane przez Gminę? 

Który z organów doradczych był reprezentowany na spotkaniu korporacyjnym w sprawie nowego urzędu miasta i przebudowy pierzei ul. Sierakowskiego? Ja dodatkowo zaprosiłam przedstawiciela MRG, żeby zobaczył „jak to się robi”. Zaprosiłam też Towarzystwo Przyjaciół Piaseczna (będące obecnie pod zarządem przewodniczącego Rady Powiatu Piaseczyńskiego). Gdzie była strona społeczna (poza kilkoma osobami)? Nie urzędnicy, tylko mieszkańcy? Gdzie były niezależne grupy młodych mieszkańców Miasta, które chciałyby się wypowiedzieć na temat najstarszego, zabytkowego centrum Piaseczna? Co miałyby do powiedzenia? Tak OPRÓCZ robienia sobie fotek z celebrytami władzy i oprócz tańców przy fontannie…

A może to jest tak, że brak jest odbiorcy, bo brak jest nadawcy? Albo wszyscy nadajemy tylko na swoich falach?  

Pewien czarujący pan (znany mi z nazwiska) w niewybrednym stylu napisał mi, że (tu: przekazuję sens) nadaremno staram się pisać i mówić o sprawach piaseczyńskich, bo i tak odbiór mam zerowy. Czarującemu panu jestem winna podziękowania, że się tak ładnie odtajnił i pokazał sedno problemu. Nie wiem, czego się ów pan tak wyląkł, ale odpowiem mu cytatem z Tryptyku Rzymskiego Jana Pawła II: 

„Jeśli chcesz znaleźć źródło,
musisz iść do góry, pod prąd.
Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj,
wiesz, że ono musi tu gdzieś być”      

A jak nie chcesz iść pod prąd? 

No to musisz płynąć z nurtem… Drogie piaseczyńskie media lokalne, nie płyńcie z nurtem!  

Danuta J. Samek

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię