PIASECZNO Internetowy złodziej skradł pani Jadwidze 20 tys. zł, a pani Krystynie z konta wyparowało 10 tys. zł. Obie kobiety od pół roku bezskutecznie domagają się od banku zwrotu pieniędzy


Obydwie mieszkanki gminy Piaseczno jednoznacznie wskazują, że zawinił bank, ponieważ zobowiązał się w umowie do ochrony wpłaconych środków.

 „Zgodnie z dyspozycjami”

Historię pani Krystyny z Chyliczek opisaliśmy w czerwcu, trzy miesiące po kradzieży. Złodziej zrobił z konta pięć przelewów. Żaden nie został autoryzowany przez właścicielkę rachunku kodem SMS. Zgodnie z umową taki przelew nie powinien zostać zrealizowany. – Wina banku jest ewidentna – argumentuje Henryk Skowera, mąż pani Krystyny i jej pełnomocnik. – Bank Zachodni WBK ewidentnie rżnie głupa, uchyla się od niezwłocznego zwrotu środków, do czego zobowiązał się w umowie i zmusza klientów do uciążliwego postępowania sądowego. Przecież ochrona naszych pieniędzy to ich obowiązek, a takie włamania do systemu to ich ryzyko – argumentuje.

Po pół roku, mimo intensywnej korespondencji z bankiem (oraz m.in. Komisją Nadzoru Finansowego), państwo Skowera nie odzyskali oszczędności.

– Z akt śledztwa dowiedziałem się, że okradł nas obywatel Rumunii. Bank milczy i zwleka. Żeby odzyskać pieniądze muszę angażować własne środki na postępowanie sądowe, które potrwa przynajmniej rok – irytuje się pan Henryk.

W korespondencji do mieszkanki Chyliczek bank wyjaśnia, że operacje przeprowadził „zgodnie z dyspozycjami” i dodaje, że „prawdopodobnie w wyniku działania złośliwego oprogramowania” zlokalizowanego w urządzeniu pani Krystyny, „bądź też przez przejęcie kontroli nad routerem” nastąpiło przekierowanie pani Krystyny „na fałszywą stronę usług bankowości internetowej”. Zaprzecza przy tym, by „wystąpiły nieprawidłowości w pracy systemów bankowych”.

Nie było żadnego SMS-a

W jeszcze gorszej sytuacji znalazła się Jadwiga Staszek z Julianowa. Państwo Staszek dowiedzieli się o swojej stracie cztery dni po fakcie, kiedy bank zorientował się, iż z konta oszczędnościowego pani Krystyny ktoś zadysponował bez jej wiedzy i zgody dwa przelewy. O tym, że zniknęło 20 tys. zł z rachunku oszczędnościowego pani Jadwiga została powiadomiona przez bank po trzech tygodniach.

– Zadzwonili do mnie w połowie kwietnia, by poinformować, że „jest problem z moim kontem” i poprosili i przyjście do oddziału – opowiada. – Nawet nie wiedziałam, że z internetu był dostęp do mojego konta oszczędnościowego, ani razu z tego nie skorzystałam – dodaje.

W skardze do banku mieszkanka Julianowa podkreśliła: „Informacja (…) o sytuacji po kilku tygodniach od jej zaistnienia wyraźnie świadczy o braku należytego nadzoru ze strony banku nad kontami internetowymi użytkowników, jeśli nie pomocy w popełnieniu przestępstwa!” – pisze. Zagroziła również, że  „będzie zmuszona do wskazania banku jako sprawcy kradzieży”.

Bank i w tym przypadku poinformował, że „transakcje wykonał zgodnie z dyspozycjami”, które kobieta rzekomo autoryzowała poprzez SMS. – Nie otrzymałam żadnego kodu na telefon – zarzeka się kobieta. Identycznie jak w przypadku Skowerów bank odpowiedział, że przypuszczalnie mogło dojść do zainfekowania urządzeń klientki złośliwym oprogramowaniem, ponieważ system bankowy pracował bez zarzutu. Oświadczył przy tym, że do ewentualnego zwrotu pieniędzy będzie mogło dojść, kiedy organy ścigania zakończą swoją pracę.

Pani Jadwiga złożyła reklamację w BZ WBK i zgłosiła sprawę organom ścigania. Po pół roku od kradzieży nadal czeka na pieniądze. – Otrzymałam informację, że policja złapała złodzieja w Białymstoku. Wynajęłam adwokata, bo moim zdaniem bank powinien oddać mi pieniądze, a potem domagać się ich zwrotu od sprawcy – irytuje się.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię