PIASECZNO Jak co roku 1 września, na cmentarzu parafialnym w Piasecznie odbyły się oficjalne obchody kolejnej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej
Po uroczystym wprowadzeniu pocztów sztandarowych Piaseczyńska Orkiestra Dęta odegrała hymn narodowy. Następnie ksiądz Piotr Jaczewski z miejscowej parafii poprowadził modlitwę w intencji ofiary wojny, po której odczytany został Apel Poległych. W imieniu władz gminy głos zabrał burmistrz Piaseczna Daniel Putkiewicz.
– Spotykamy się w 83. rocznicę wybuchu II Wojny Światowej – w miejscu, które upamiętnia ofiarę jaką złożyli na ołtarzu ojczyzny nasi rodacy, w tym mieszkańcy miasta i gminy Piaseczno – powiedział burmistrz. – Nasza dzisiejsza obecność jest hołdem dla bohaterów, a także świadectwem pamięci o największej wojnie w historii świata.
Dominika Chorosińska, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, przypomniała z kolei o toczącym się właśnie konflikcie na Ukrainie i o tym, że wolność nie jest nam dana raz na zawsze.
Na zakończenie obchodów kwiaty przy Kwaterze Wojennej złożyły delegacje władz samorządowych i lokalnych organizacji.
Tyl.
„Dominika Chorosińska, posłanka Prawa i Sprawiedliwości, przypomniała z kolei o toczącym się właśnie konflikcie na Ukrainie i o tym, że wolność nie jest nam dana raz na zawsze”
=========================================
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że za cholerę nie potrafimy uwolnić się od debilnej polskiej „klasy politycznej”, której ostatnio wszystko zaczęło się kojarzyć z Ukrainą i tamtejszym „konfliktem”.
Jak jeden pajac dozna olśnienia i stwierdzi, że KL Auschwitz wyzwolili Ukraińcy (pewnie „hieroje” z UPA?), to zaraz inny go przelicytuje, bo mu się powstanie warszawskie skojarzy z „konfliktem na Ukrainie”…
Pani posłance PiS-u, jako matce sześciorga (sic!) dzieci, prawdopodobnie zabrakło czasu na głębszą refleksję nad otaczającą nas rzeczywistością. Gdyby nie musiała zajmować się dziećmi, to może przyszłaby jej do głowy myśl, że tak naprawdę żadna „wolność” nigdy nie została nam dana (może z wyjątkiem zniesienia pańszczyzny w Królestwie Polskim w roku 1861 przez cara Aleksandra II).
Zakres naszej wolności jest obecnie niewielki. Politycznie Polska jest marionetką USA i UK, utożsamiając bez zastrzeżeń swoje interesy z interesami tych państw i ścigając się z nimi w nadgorliwości w realizacji ICH interesów. Wolności w tym jest zero procent, podobnie jak rzeczywistych interesów naszego kraju i jego obywateli.
Wolność mediów?
Totalny upadek i takaż żenada.
Jak widzę w Polsacie (po raz stutysięczny) ogłaszane z absolutną pewnością wiadomości, że np. Rosjanie na początku marca ’22 zajęli elektrownię jądrową w Enerhodarze, obsadzili ją rosyjskimi wojskami i sprzętem, a potem miesiącami sami siebie ostrzeliwują, to ręce i nogi opadają. Takie brednie serwują Polakom tzw. dziennikarze! A dlaczego serwują? Bo „została im dana wolność””? Nie, nie dlatego. Serwują, bo pan Solorz im płaci, a pan Solorz ma swoje interesy i innego typu uwarunkowania…
W TVN jest podobnie, tyle, że z innych przyczyn – ta stacja po prostu służy za „głos Ameryki w Polsce”.
Chyba nikt nie wierzy, że w „publicznej” jest większa „wolność mediów”…?
Wolność „ekonomiczna”?
W 1980 r. (ja te czasy pamiętam) to pojęcie Polakom kojarzyło się z bajkowym obrazem tzw. Zachodu, jaki sobie we własnych umysłach wyhodowali. Polacy uznali wówczas, że jak obalimy tzw. socjalizm, to znajdziemy się w krainie szczęśliwości: będziemy mieć masę pieniędzy, w sklepach będzie masę towarów dostępnych cenowo dla wszystkich, a jednocześnie (jak w socjalizmie) mnóstwo rzeczy będzie praktycznie za darmo. Mieszkania – za darmo, usługi służby zdrowia na wysokim poziomie – za darmo, szkolnictwo etc. – za darmo…
W roku 1989 wylądowaliśmy twardo na lotnisku rzeczywistości i okazało się , że teraz to już nic nie będzie „za darmo”, a nawet jak w jakiejś szczątkowej postaci będzie, to fatalnej jakości…
A w sklepach oczywiście będzie aż za dużo towaru, tyle że trzeba będzie mieć kasę, żeby go nabyć. A tej kasy przeciętnemu obywatelowi wystarczy co najwyżej na jakieś tanie badziewie…
Pytanie retoryczne: jaką „wolność” ma człowiek, którego za chwilę nie będzie stać na nic – na żarcie, na tzw. opłaty stałe (prąd, gaz, czynsz, benzyna etc.), na leki, na ubrania itd.? Człowiek pod ciężką presją, bo jak zapłacie za jedno i drugie, to na trzecie, czwarte i piąte już nie wystarczy?
Otóż „wolność” tego człowieka jest iluzoryczna. Bo „wolność” człowieka zaczyna się wtedy, gdy ma on zaspokojone podstawowe potrzeby. Inaczej jest to wolność szczura w ciasnym kanale zamkniętym ze wszystkich stron grubymi żelaznymi kratami…
Wolność polityczna?
Obywatel może sobie myśleć różnie, bo dostępne technologie informatyczne nie pozwalają jeszcze na to, żeby zablokować myślenie w jego mózgu (lub je zmienić na „prawidłowe”).
Tyle, że treść „myślenia” przeciętnego obywatela jest wprost zależna od tego, co ten obywatel słyszy i widzi w tzw. „przekaziorach” – w TV, radiu, gazetach, internecie. A tu nasz obywatel wszędzie widzi i słyszy to samo, czyli bezwstydną propagandę.
A efekt? Otóż jest on doskonale widoczny w sprawie tzw. „konfliktu na Ukrainie”. Polak – Węgier, dwa bratanki, prawda? Latami Węgry były naszym najbliższym sojusznikiem w UE, prawda? Węgrzy – z uwagi chociażby na rok 1956 – powinni mieć podobny stosunek do Rosji – prawda?
Otóż – że tak powiem – gówno prawda! Sondaże opinii publicznej wskazują na to, że ludzie w Polsce i na Węgrzech mają odn. „konfliktu na Ukrainie” zupełnie inne inne zdania.
Chociażby z tego wynika, że tzw. „wolność polityczna” jest zakłamaną iluzją. Ogromna większość ludzi „myśli” zgodnie z aktualnie obowiązującym przekazem propagandowym.
A jak ten przekaz propagandowy jest wszędzie taki sam, a marginalne przekazy alternatywne są blokowane w sieci (nie mówiąc już o tym, że nieistniejące w innych „przekaziorach”).
Jakąż więc mamy „wolność polityczną”? Ano żadną, bo ograniczoną do tego, co wolno – a o tym, co wolno, decyduje nie wiadomo kto – najczęściej pewnie jakiś gówniarz z jakiejś służby specjalnej, którego akurat „rzucili” na odcinek „wolności tego, co może być dostępne dla polaczków…