PIASECZNO Władze Piaseczna przygotowują się do wprowadzenia strefy płatnego parkowania w mieście. Sięgnięcie do portfeli mieszkańców ma być receptą na łatwiejsze parkowanie, choćby przy ul. Kościuszki. Czy to dobry pomysł? Na pewno sprawdzony. Wystarczy wybrać się do Warszawy, tam od lat działają parkomaty i wolnych miejsc postojowych caaaałe mnóstwo…
Strefa płatnego parkowania miałaby sens tylko wtedy gdyby władze Piaseczna stworzyły mieszkańcom alternatywę w postaci dużych, bezpłatnych parkingów na obrzeżach miasta. Tymczasem poza niewielkim placykiem, który powstał po wyburzeniu dawnego domu parafialnego oraz małym parkingiem na końcu ulicy Ludowej, od wielu lat w mieście nie powstały nowe miejsca postojowe. Mało tego, wiele z nich – w ramach ucywilizowania przestrzeni publicznej zostało zlikwidowanych. Przy niektórych bocznych uliczkach pojawiały się zakazy parkowania, a na dużym parkingu przy ulicy Sierakowskiego wytyczając miejsca postojowe dla autobusów, budując wysepki i krawężniki wycięto liczbę miejsc postojowych o dwadzieścia procent.
Raj dla deweloperów, piekło dla kierowców
Z drugiej strony od lat mamy do czynienia w Piasecznie z dyktatem deweloperów, którzy zdają się realizować inwestycje tak jak im się żywnie podoba. I trudno ich za to winić, bo prawem budującego jest optymalizacja kosztów i budowanie w taki sposób by zyski ze sprzedaży były jak największe. Pytanie tylko – co robią w tej sprawie władze gminy? Czy to nie władze gminy powinny reprezentować interesy mieszkańców? Czy to nie władze gminy powinny pilnować by miejsc parkingowych było jak najwięcej? By mieszkańcy płacący podatki mogli poruszać się po mieście komfortowo? Bo czasami trzeba wybrać – czy dać deweloperowi zabudować 100 proc. działki, czy może tylko 80 proc. a na pozostałych 20 proc. w planach przestrzennego zagospodarowania zarezerwować na miejsca postojowe.
Pomnikiem bezmyślności i niedbania o interesy mieszkańców jest tzw. „Ptasie osiedle” przy ul. Słowiczej. Tam w latach dziewięćdziesiątych deweloperzy grasowali jak radzieckie wojska po polskich wsiach, zmierzające w 1945 roku w stronę Berlina. Robili co chcieli i jak chcieli, bez żadnej kontroli i bez odrobiny zdrowego rozsądku. W efekcie powstała betonowa dżungla, a deficyt miejsc parkingowych na osiedlu jest tak bolesny, że w kolejnych latach odbił się na spadku cen mieszkań.
Lipa na Królewskich Lipach
Nie cofajmy się jednak aż do lat dziewięćdziesiątych, bo to były inne czasy i inne władze. Wróćmy do współczesności. Od ulicy Chyliczkowskiej na wysokości starostwa powiatowego w Piasecznie odbiega ulica o pięknej nazwie Królewskie Lipy. Po prawej stronie tej ulicy znajdują się miejsca parkingowe – bardzo przydatne, także dla interesantów pobliskiego urzędu. Po lewej wybudowano blok – nie jakieś tam niewielki bloczek, który wkomponowałby się w charakter uliczki, ale potężne bloczysko szczelnie wypełniające zajmowaną działkę. Na banerach reklamujących inwestycję przed blokiem wymalowano miejsca postojowe – co wydawało się rzeczą normalną, bo skoro przybędzie mieszkańców to i parkingi trzeba im zapewnić. Inwestycję ukończono, banery zdjęto… przecieramy oczy ze zdumienia. Gdzie miejsca parkingowe z wizualizacji? Nie ma. Ani jednego. Elewacja frontowa budynku bezpośrednio graniczy z chodnikiem.
Nowi mieszkańcy bloku zajmą więc resztkę wolnych miejsc po drugiej stronie ulicy Królewskich Lip, a pozostali? Pozostali poszukają miejsca gdzieś na mieście – a jeśli los im będzie sprzyjał to może nawet jakieś znajdą i zaparkują – dziś za darmo, a jutro płacąc za każdą godzinę.
Adam Braciszewski