PIASECZNO Tegoroczny zlot Food Trucków, według szacunków organizatorów, przyciągnął około 25 tys. amatorów kulinarnych przysmaków
Drugi festiwal jedzenia na kółkach zorganizowała firma Futraki. Na skwerze Kisiela na trzy dni rozstawiono 20 stanowisk, które oferowały, między innymi, dania kuchni tajskiej, meksykańskiej czy żydowskiej. Specyfiką tego rodzaju imprez jest zwykle długi czas oczekiwania na zamówiony posiłek. W środku weekendu, kiedy ludzi było najwięcej, faktycznie trzeba było swoje odstać i żeby zjeść mijało nierzadko 45 minut. Niektórych to zniechęcało, inni narzekali na ceny. Te były jednak dość zróżnicowane – burgera można było zjeść już za 18 złotych, choć były dostępne i bardziej „wypasione” wersje za 35 złotych. Większość oferowanych dań oscylowała jednak w okolicach 20 złotych.
Hitem tegorocznego zlotu okazały się frytki belgijskie (Pan Fryta), a wielu smakoszy zajadało się równie chętnie churittos (Charros) – tradycyjnym hiszpańskim słodkim przysmakiem smażonym na głębokim oleju.
Nie zabrakło animacji dla dzieci, choć pojawiały się głosy, że było bardzo ciasno, przez co ucierpiała nieco zieleń na skwerze Kisiela. Każda lokalizacja takiej imprezy ma jednak swoje plusy i minusy. O gustach smakowych trudno dyskutować – niektórzy byli zadowoleni z tego co zjedli, a inni mniej.
– Jadłam pierożki z krewetkami i łagodnym sosem sojowym z food trucka Dim Sum – mówi pani Krystyna, mieszkanka Józefosławia. – Były dość dobre, ale jadałam już lepsze, np. niedawno w Płocku 2 maja. Moim zdaniem było lepiej niż rok temu, bo obeszło się też bez tej ogłuszającej muzyki.
Sprzedający jedzenie na kółkach również byli zadowoleni. Nic dziwnego, w niedzielę wieczorem część z nich wyprzedała już cały swój towar.
– Było bardzo fajnie – mówi pracowniczka food trucka serwującego tęczowe naleśniki. – Co tydzień, od trzech lat, wyjeżdżamy na podobne imprezy, a sezon trwa, mniej więcej, od kwietnia do końca października. Zainteresowanie street foodem zależy od miejsca i jest różne. Najwięcej dzieje się na festiwalach muzycznych.
Wszystko wskazuje na to, że food trucki będą jeszcze gościć w Piasecznie w przyszłości.
– Super lokalizacja, urokliwe miejsce, udana aura i mieszkańcy Piaseczna, którzy nie zawiedli – podsumowuje imprezę Krzysztof Bieńkowski, organizator wydarzenia. – Food trucki były zaskoczone frekwencją. Odwiedziło nas, według szacunków, 25 tysięcy ludzi. Widać, że Piaseczno lubi jeść. Na wysokości zadania stanęli także sprzedawcy jedzenia. Na pewno będziemy tu wracać!
Grzegorz Tylec