GÓRA KALWARIA Mało kto wie, że na kalwaryjskim cmentarzu parafialnym dwa lata temu spoczął Henryk Płocharski, ps. Orkan, bohater kilku głośnych antyniemieckich akcji podczas powstania warszawskiego
Płocharski, którego żona i jej rodzice pochodzili z Góry Kalwarii, zaczął wykazywać się w okupacyjnym ruchu oporu już jako podrostek. Rodzice go od tego nie odciągali, ponieważ sami byli aktywni w podziemiu. Ukrywali konspiracyjną prasę za wystawą sklepu spożywczego na warszawskiej Pradze, który prowadzili. Jednak to dopiero koledzy z tej samej kamienicy dali młodemu Henrykowi prawdziwą lekcję konspiracji. Sami byli w oddziałach leśnych i przemycali do stolicy broń. Zaprowadzili przyszłego „Orkana” oraz jego brata Janka ps. Burza w miejsce, gdzie prowadzono szkolenia wojskowe. Później nastolatkowie kontynuowali naukę wojennego fachu ćwicząc z użyciem… drewnianych karabinów.
Ucho nie wytrzymało huku wystrzałów
W trakcie powstania Henryk Płocharski bronił barykad na Śródmieściu, jako żołnierz batalionu Armii Krajowej „Kiliński”.
– To był tłum młodzieży, która nie miała broni. Mieliśmy trochę butelek zapalających – po latach wracał pamięcią „Orkan”.
W końcu w jego dłonie trafiła broń, ale tylko z tego względu, że szeregi powstańców topniały. Nastoletni Henryk uczestniczył w zdobyciu obsadzonej przez Niemców kawiarni Café Club na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. Tak szczęśliwie, że przeżył, mimo iż w akcji zginęło kilkunastu AK-owców, a drugie tyle dostało się do niewoli. Powstańcy „Kilińskiego” natarli też na kino Palladium na ul. Marszałkowskiej. Jednak do wymiany strzałów z Niemcami nie doszło, było zbyt ciemno i obie strony się wycofały.
Nastoletni Henryk został ranny (stracił trwale słuch w prawym uchu) podczas akcji odbijania pałacyku przy Brackiej. Jego błona bębenkowa nie wytrzymała odgłosu bardzo bliskich i licznych strzałów.
Kiedy 2 października 1944 roku Warszawa skapitulowała, „Orkan” znalazł się w oddziale dbającym o bezpieczeństwo wysiedlanych mieszkańców stolicy oraz chorych ze szpitali. Był świadkiem jak hitlerowcy z miotaczami ognia szły od kamienicy do kamienicy i je podpalali. Szesnastolatek opuścił miasto-widmo 9 października.
– Starałem się iść na końcu ogonka, który wychodził z Warszawy, tak że mogę powiedzieć, że byłem ostatnim, który ją oficjalnie opuszczał – wspominał.
Osiemdziesięcioletni bloger
Jako jeniec z 84 innymi powstańcami (w wieku 12-18 lat) trafił na roboty do Niemiec, gdzie m.in. montował kadłuby samolotów Messerschmitt. Wielu byłych obrońców stolicy z trudem przeżyło ten okres, gnębiły ich choroby. Gdy zbliżał się front wschodni, zostali zmuszeni do kopania okopów i budowania zapór przeciwczołgowych.
Po powrocie do kraju, w którym rodziła się nowa rzeczywistość, Henryk Płocharski podjął naukę na Politechnice Warszawskiej. Jako inżynier hydrotechnik projektował i nauczał kolejne pokolenia. Mając 82 lata były powstaniec warszawski założył bloga o budownictwie wodnym, aby przekazać swój dorobek naukowy.
Mimo że mieszkał w Warszawie, pochowano go w grobie na cmentarzu w Górze Kalwarii, obok zmarłej kilka lat wcześniej żony Jadwigi. Ich grób znajduje się przy alejce biegnącej na wprost głównego krzyża kwatery wojskowej.
Tekst powstał na podstawie opracowania Roberta Korczaka.
Fot. Archiwum rodzinne H. Płocharskiego
CHWAŁA BOHATEROM!
CHWAŁA BOHATEROM!