Przeżyli i chcieli zapomnieć

0

GÓRA KALWARIA II wojna światowa zaczęła się dla Czaplinka tragicznie. Podczas nalotu zginęli między innymi kierownik szkoły i kilkoro dzieci

Na początku września 1939 r. mieszkańcy Czaplinka, także kilkuletnie dzieci, gromadzili się w szkole, przy jedynym we wsi radiu. Słuchali informacji związanych z napaścią Niemiec na Polskę. 7 września zebrani w budynku nagle usłyszeli nadlatujące samoloty. Wybuchła panika. Wszyscy zaczęli uciekać ze szkoły w kierunku zarośli nad Czarną.

Bujaj mnie – to mniej boli

Jak wspominał śp. Feliks Krzyczkowski z Czaplinka, trzy klucze niemieckich samolotów lecących w kierunku Góry Kalwarii pojawiły się na niebie około południa. Drogą przez Czaplinek, od strony Grójca szły akurat osoby uciekające na wschód przez nadciągającym frontem oraz niewielkie grupy polskich żołnierzy. Na widok rozbiegających się osób piloci zaczęli strzelać z niskiej wysokości. Posypały się też bomby.
5-letni Franek Gański zginął na miejscu. Jego 3-letnia siostra Zosia przeżyła (prawdopodobnie osłonięta przez brata), lecz została ranna w brzuch. Zaniesiona do domu prosiła: „Mamuś, pobujaj mnie – to mniej boli”. – Nie było lekarza, nie było środków uśmierzających ból. Żyła jeszcze kilka godzin – wspominał rozpaczliwe chwile zmarły w 1985 r. ojciec dziewczynki Adam Gański. Marianna Gańska, mama Franka i Zosi, przypłaciła śmierć dzieci życiem. Podczas niemalże codziennych pieszych wędrówek do grobów zapadła na zapalenie płuc. Zmarła wiosną 1942 r.
Sławomirowi Kąckiemu, sołtysowi Czaplinka i inicjatorowi budowy pomnika, który odsłonięto trzy lata temu na cmentarzu w Sobikowie, na podstawie ksiąg parafialnych udało się ustalić osiem nazwisk zabitych mieszkańców. Byli to oprócz rodzeństwa Gańskich: Henryk Łodziewski (31-letni kierownik szkoły), Zofia Urbańska (16 lat), Józef Biskupski (21 lat), a także Stanisław (28 lat), Halina (6 lat) i Ewa Prędota (4 lata). Feliks Krzyczkowski wspomina o 11 ofiarach wśród mieszkańców. Kim byli pozostali? Do dziś nie wiadomo.

Wśród ciał bliskich

Dzień po nalocie ciała zmarłych zostały ułożone na wozach konnych i zawiezione na cmentarz do Sobikowa. – Kopano w pośpiechu płytkie groby. Nie było czasu, samoloty mogły wrócić. Wróciły. Ksiądz proboszcz Jankiewicz rozkazał: „połóżcie się na ziemi!”. Zrozpaczeni, wystraszeni ludzie leżeli wśród ciał swych bliskich – wspominał po latach Adam Gański.
Samoloty ponownie nadleciały, kiedy wieś mijała duża grupa polskich żołnierzy w wozach bojowych. Feliks Krzyczkowski opisał, jak Polacy ostrzeliwali wroga z ciężkiego karabinu. Polegli zostali pochowani na sobikowskim cmentarzu, w „grobie nieznanego żołnierza” (jak mówią miejscowi).
O tragicznych wydarzeniach z września 1939 przez lata wiedziały tylko pojedyncze osoby. Dla sołtysa Kąckiego pozostaje zagadką, dlaczego do tej pory nie było żadnych obchodów rocznicowych, nikomu do głowy nie przyszło upamiętnienie nazwisk ofiar na jednej tablicy. Zdaniem Tadeusza Gańskiego (syna Adama) odpowiedź może być tylko jedna: ponieważ było bardzo ciężko o tych strasznych chwilach mówić.
– Ci, co przeżyli, chcieli o tym zapomnieć, ponieważ tak bardzo trudno było im żyć z tymi wspomnieniami – przekonywał.

Piotr Chmielewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię