PIASECZNO Nie ustaje walka urzędu miasta z przedszkolem „Bajka”. Po wielomiesięcznej kontroli, którą przeprowadzono w placówce, samorząd zażądał zwrotu ponad 1,2 mln zł wypłaconej dotacji. Przedszkole stanęło przed widmem zamknięcia. Jednak Wojewódzki Sąd Administracyjny wstrzymał wykonanie decyzji gminy, podtrzymanej przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze
Konflikt gminy z kilkoma przedszkolami prowadzonymi przez osoby prywatne trwa już od wielu lat. Część właścicieli uważa, że gmina zaniżała należne im dotacje. Niektóre placówki podjęły kroki prawne i w tej chwili przed sądami toczą się różne postępowania. Tymczasem gmina prowadzi także kontrole, które mają wykazać czy placówki w sposób prawidłowy rozdysponowały środki przekazane w formie dotacji.
Gmina kontroluje
– Prowadzimy rutynowe kontrole, ponieważ należy to do naszych zadań a środki, które przekazujemy przedszkolom, są środkami publicznymi – tłumaczyła na naszych łamach wiceburmistrz Hanna Kułakowska-Michalak.
Właścicielka przedszkola „Bajka”, Krystyna Otręba-Kurasiewicz uważa, że kontrole i ich negatywne wyniki mają być formą nacisku, zniechęcającą przedszkola do ubiegania się o wyrównanie dotacji zaniżanych w poprzednich latach.
– A co mamy robić? Nie kontrolować, bo ktoś jest z nami w sporze? – pyta retorycznie Hanna Kułakowska-Michalak. – To są środki publiczne i naszym obowiązkiem jest kontrola, czyli sprawdzanie czy przekazane środki są wydatkowane zgodnie z przepisami. Stale i na bieżąco kontrolujemy również własne placówki.
W gminie Piaseczno działa kilkanaście przedszkoli publicznych prowadzonych przez osoby prywatne. Gmina zapewnia rekrutację dzieci oraz płaci za każdego przedszkolaka taką samą kwotę, jaką wydaje w swoich własnych placówkach.
Przedszkole przed widmem zamknięcia
Podczas kontroli, którą przeprowadzono w przedszkolu „Bajka” zakwestionowano wydatki z dotacji na łączną kwotę przekraczającą 1,2 mln złotych. Właścicielka przedszkola Krystyna Otręba-Kurasiewicz kwestionuje wyniki kontroli przeprowadzonej przez gminę.
– Gmina nie uznała moich faktur m.in. za tartan wykorzystany na placu zabaw i wymianę ogrodzenia przedszkola, które jest przecież niezbędne według wytycznych ministerstwa – mówi właścicielka Krystyna Otręba-Kurasiewicz. Od decyzji gminy domagającej się zwrotu dotacji odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które w grudniu jednak podtrzymało stanowisko gminy.
– SKO jako organ drugiej instancji miało obowiązek przeprowadzić postępowanie, ale nie zrobiło nic, podpisując się jedynie pod decyzją gminy – uważa właścicielka przedszkola.
Burmistrz Daniel Putkiewicz podpisał tytuł egzekucyjny na kwotę 1 594 345, 62 zł (zwrot dotacji z odsetkami), który trafił do Urzędu Skarbowego. Przedszkole „Bajka” stanęło przed groźbą bankructwa.
– Jeśli urząd skarbowy zajmie nam konta, stracimy płynność finansową i będziemy musieli zamknąć przedszkole – mówiła nam zrozpaczona właścicielka placówki. – Co z tego, że po latach wygramy z gminą w sądzie i udowodnimy, że żaden zwrot jej się nie należy? Placówka przestanie istnieć, ludzie stracą pracę, a dzieci miejsce swojej edukacji. Tego już nie da się naprawić.
Skutki mogły być katastrofalne
Właścicielka przedszkola wystąpiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który podzielił jej argumentację i wstrzymał wykonanie zaskarżonej decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Sąd uznał, że z przedstawionej dokumentacji finansowej wynika, że przedszkole nie dysponuje kwotą pozwalającą zaspokoić roszczenia urzędu, a wykonie decyzji o zwrocie dotacji może spowodować znaczne i trudne do odwrócenia skutki.
Czy gmina nie zdawała sobie sprawy z katastrofalnych i nieodwracalnych skutków swojej decyzji?
– Stroną decyzji w sprawie zwrotu dotacji wykorzystanej niezgodnie z przeznaczeniem nie jest Publiczne Przedszkole „Bajka”, ale Pani Krystyna Otręba-Kurasiewicz – odpowiada wiceburmistrz Hanna Kułakowska-Michalak. – To na niej bowiem, a nie na przedszkolu, spoczywa obowiązek zwrotu kwot wskazanych w decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie. Przed wszczęciem postępowania egzekucyjnego gmina skierowała do pani Krystyny Otręby-Kurasiewicz upomnienie, aby umożliwić jej dobrowolne uregulowanie należności. Upomnienie pozostało jednak bezskuteczne, pani Otręba-Kurasiewicz nie wystąpiła także o odroczenie zapłaty i nie złożyła do gminy wniosku o udzielenie jakiejkolwiek ulgi w spłacie zobowiązania. Gmina Piaseczno nie zamierza likwidować Publicznego Przedszkola „Bajka” ani wstrzymywać wypłaty dotacji, o czym świadczą przelane na konto przedszkola kwoty – podkreśla wiceburmistrz.
– W moim imieniu mecenas Beata Patoleta złożyła wniosek do urzędu o niezwłoczne zaprzestanie działań mających na celu wyegzekwowanie należności – mówi Krystyna Otręba-Kurasiewicz. – Decyzja SKO nie została doręczona mojemu pełnomocnikowi i nie była w obrocie prawnym. Pani mecenas poinformowała burmistrza o tym, że jego działanie będzie stanowiło rażące lekceważenie prawa i narazi gminę na odpowiedzialność odszkodowawczą.
O tym jak ostatecznie zakończą się spory przedszkola „Bajka” z piaseczyńskim samorządem zadecyduje sąd. Wstrzymanie egzekucji powoduje jednak, że zarówno właścicielka przedszkola jak i rodzice ok. 300 przedszkolaków z „Bajki” mogą odetchnąć z ulgą, bo działalność przedszkola nie zostanie przerwana.
Kamil Staniszek
A to zapraszamy na RUTYNOWE KONTROLE do placówki kierowanej przez Krystynę Łęcką,dyrektorkę podstawówki.Wszak to placówka publiczna.
Czy poza wypiciem kawki i złożeniem podpisu we wskazanym miejscu coś pani zrobi ,pani Haniu K-M ?
Tyle lat ,tyle krzywd dzieci a pani nie nie widzi ,nie słyszy nie robi…
Mam nadzieję,że to ostatnia kadencja p. Hani.Trochę szacunku do petentów ,droga pani.Przypomnę,że to pani powinna nam wszystkim służyć pomocą i to z odrobiną kultury moze ?
Tak to jest, jak nauczyciel wfu zostaje wiceburmistrzem odpowiedzialnym za oświatę. To tak jakby górnik został ministrem przemysłu, a sklepowa ministrem handlu. Pani Hania powinna uczyć fikołków, a sama robi fikołki całej oświacie w Piasecznie. Może jednak osoby kierujące Gminą powinny mieć jakieś podstawy z administracji?
Uważam,że ta osoba powinna odpowiadać za swoje działania,lub ich brak- swoją własną kasą.Wtedy z pewnością jej działania byłyby racjonalne i nie narażające Gminę na ew.roszczenia.A tak wychodzi bezpodstawne zacietrzewienie, małostkowość i mściwość.Podłe jest kolesiostwo -przypominam artykuł”Nauczyciele odchodzą to ponoć normalne”.Ile to juz lat i nadal bez odzewu i pomocy.
Powinno byc tak, że jak UG przegrywa proces wszelkie koszty powinien ponosić urzędas. Podobnie powinno być, ze w przypadku błędnej decyzji utracone przez petenta pieniądze zwraca je urzedas