PIASECZNO „Nie brakuje w Piasecznie melin, gdzie odbywa się całodobowy handel winem, wódką (konsumpcja na miejscu lub na wynos). Przy okazji, na niektórych melinach można korzystać z usług seksualnych” – donosił w lutym 1990 roku „Kalejdoskop Piaseczyński”
Lokalny „Kalejdoskop” zaczął się ukazywać w Piasecznie, kiedy Polska Rzeczpospolita Ludowa chyliła się już ku upadkowi (odbyły się pierwsze, częściowo wolne wybory do parlamentu), ale jeszcze nie powstały samorządy lokalne.
W lutym 1990 roku gazeta rozpoczęła przekazywanie informacji udzielanych jej jeszcze przez piaseczyński Rejonowy Urząd Spraw Wewnętrznych (czyli komendę milicji) i jego szefa ppłk. Stanisława Czapskiego. Co wyczytaliśmy?
Koło z zameczkiem i kłódką
„Na terenie Piaseczna mieszka ponad tysiąc osób, które utrzymują się wyłącznie z włamań i kradzieży – obwieszcza „Kalejdoskop”. – Niepokojącą grupę przestępstw stanowią włamania do samochodów. Kradną przez wywietrznik. Otwierają maskę i zabierają koła zapasowe. Skutecznym zabezpieczeniem w tych sytuacjach jest dorobienie do koła zameczka z kłódką. Przed dokonaniem przestępstwa odstrasza również sygnalizacja alarmowa. Włamywaczom pomaga jednak ludzka niefrasobliwość, np. pozostawienie otwartego samochodu w kluczykiem w stacyjce. Parę miesięcy temu dokonano kradzieży Wartburga.”
Z dużym niepokojem miesięcznik odnotował, że „w ciągu ostatnich paru miesięcy na terenie regionu piaseczyńskiego dokonano całej serii włamań do sklepów spożywczych, głównie po alkohol. Obrabowano sklepy w Zalesiu Górnym, Nowej Woli, Złotokłosie, Uwielinach, Górze Kalwarii, Krupiej Wólce, Sobikowie, Mrokowie, Tarczynie. W Piasecznie włamano się do sklepów: monopolowego i artykułów przemysłowych przy ul. Sienkiewicza, butików oraz kiosków Ruchu.”
O 200 mln zł strat „Kalejdoskop” donosił przy okazji włamania do piaseczyńskiego Peweksu z 26 na 27 września 1989 roku. „Weszli przez piwnicę, by następnie przy użyciu podnośnika od Tatry i drewnianej belki wyłamać strop i dostać się do przedsionka sklepowego. Zdaniem funkcjonariuszy RUSW kradli najprawdopodobniej na klęcząco lub czołgając się (w obawie, by ich ktoś nie dostrzegł w witrynie sklepowej), bo zabrali tylko te towary, które spoczywały na dolnych półkach: magnetowidy, radiomagnetofony, kosmetyki i alkohole.”
Zaprawiają się „wynalazkami”
W Piasecznie kwitło w owym czasie życie towarzyskie, szczególnie nocne. „Nie brakuje w Piasecznie melin, gdzie odbywa się całodobowy handle winem, wódką (konsumpcja na miejscu lub na wynos) – informowała gazeta. – Przy okazji, na niektórych melinach można korzystać z usług seksualnych. Obowiązuje tu żelazna zasada milczenia. Jeden drugiego kryje we wszystkich ciemnych interesach. Przewijają się tu ludzie z całej Polski. Czasem mówi się o nich łaziki. Zaprawiają się „wynalazkami”. Umierają w wyniku zatrucia. Jeden z nich został znaleziony pod ziemią, w przewodach ciepłowniczych w stanie rozkładu, drugi na przystanku koło „Maskotki”, trzeci w opuszczonej ruinie w Zalesiu Górnym, czwarty zmarł w melinie. Podobne przykłady można mnożyć. Na meliny docierają również ludzie z tak zwanej giełdy wareckiej, sezonowo zatrudniani przez okolicznych ogrodników, często poszukiwani listami gończymi.”
W marcu 1990 roku „Kalejdoskop” podkreślał: „Najbardziej jednak bulwersują mieszkańców zabójstwa i gwałty. Jeśli chodzi o typowe zgwałcenia to w 1989 roku zanotowano sześć przypadków. W porównaniu do roku 1988 nastąpił ich wzrost o sto procent. Nieznana jest tak zwana ciemna strona usiłowań i zgwałceń, bo po prostu nie zostały one zgłoszone organom ścigania. Często są to wypadki wprost niewiarygodne: na przykład gwałt na prostytutce, która na gościnne występy do Piaseczna przyjechała z Warszawy, a następnie z przypadkowo poznanymi mężczyznami udała się na melinę. (…) W zainteresowaniu służb kryminalnych są również tak zwani dewianci seksualni dokonując m.in. czynów lubieżnych na nieletnich, jak również gwałtów i usiłowań na kobietach. Jeden z tych mężczyzn usiłował w pobliżu stacji PKP zgwałcić kobietę, pod której opieką przebywała dwójka małych dzieci. Kobieta broniła się, wzywała pomocy na tyle skutecznie, iż gwałciciel zrezygnował z dokonania przestępstwa. Prawdopodobnie ten sam mężczyzna napadał również na nieletnie dziewczęta dojeżdżające do szkół w Warszawie”.
Fot. Alina Zienowicz/Wikipedia