Kilka dni po publikacji mojego felietonu „Polityka, która niszczy i dzieli” z Dżakarty zadzwonił do mnie wieloletni działacz samorządowy Sławomir Stoczyński. Poznaliśmy się w czasach gdy piastował jeszcze stanowisko wiceburmistrza Konstancina-Jeziorny. Później jako członek zarządu powiatu dzwonił do mnie regularnie – najczęściej w piątek, gdy ukazywał się nowy numer „Kuriera Południowego”.
Dzwonił, recenzował, krytykował lub wyrażał żal, że o czymś nie napisaliśmy lub napisaliśmy, ale nie tak jakby sobie tego życzył. Bardzo lubiłem te nasze rozmowy, mimo że najczęściej się nie zgadzaliśmy. Ja broniłem opublikowanych artykułów, on zarzucał im stronniczość. Ja broniłem niezależności naszych dziennikarzy, on przypisywał im polityczne intencje.
– Gdyby był pan z naszych artykułów zadowolony to byłby znak, że daleko im do bezstronności – argumentowałem. – Dobry artykuł to taki, z którego nikt nie jest zadowolony, a obie strony samorządowego sporu dzwonią do mnie z pretensjami – dodawałem ze śmiechem.
Oczywiście to nie przekonywało mojego rozmówcy, który mnożył kontrargumenty i żonglował nimi z niesłychaną sprawnością i gracją. Polemika ze Sławomirem Stoczyńskim przypominała próbę utopienia karpia w żabienieckiem stawie.
Kilka lata temu wycofał się z samorządu, składając mandat radnego gminy Konstancin-Jeziorna. Na łamach PiasecznoNEWS ostro go za tę decyzję skrytykowałem – oskarżyłem o dezercję i brak umiejętności pracy w roli opozycjonisty. Uznałem, że jego decyzja nie była elegancka wobec wyborów, którzy obdarzyli go zaufaniem.
Radny nie byłby sobą gdyby nie odpisał i w e-mailach jeszcze przez jakiś czas toczyliśmy żarliwą polemikę. Nasza szermierka na argumenty miała w sobie jednak coś szlachetnego. Żaden z nas nie uderzał poniżej pasa, żaden nie sypał piaskiem po oczach.
Czy wówczas miałem rację? To już dziś nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Uświadomiłem sobie to ostatecznie kilka tygodni temu rozmawiając ze Sławomirem Stoczyńskim, który aktualnie przebywa w Indonezji.
– Nie jest tak jak pan napisał, to nie polityka niszczy i dzieli – powiedział odnosząc się do mojego felietonu i jak zwykle się ze mną nie zgadzając. – To ludzie zniszczyli politykę – skonkludował, a ja się z nim zgodziłem. Nie dla świętego pokoju, nie dlatego, że facet dzwoni z „drugiego końca świata”, ani nawet nie z szacunku – bo starszy, mądrzejszy i bogatszy w doświadczenie. Zgodziłem się, bo miał rację. To nie polityka niszczy i dzieli. To my sami decydujemy o tym, jak komunikujemy się z innymi, jakich słów dobieramy i jak traktujemy swoich politycznych oponentów. Od nas samych zależy czy zetrzemy się w szlachetnym pojedynku czy w ulicznej szarpaninie. Czy po latach, gdy żar naszych sporów ostatecznie wygaśnie popatrzymy na siebie z obrzydzeniem i niechęcią, czy z uznaniem i szacunkiem. Nie tyko na siebie nawzajem, ale także na siebie samych – patrząc w lustro podczas porannej toalety.
Kamil Staniszek
A ludzi pieniądze. Na terenie wiele przypadków przestepstw „funkcjonariuszy” bez sumienia zasad sprzedajnych za grosze !!!
Wobec takich słów brakuje!
Panowie
Redaktorze ,Sławomirze Pedagogu , szanowni dyskutanci
Proponuję Panom „powrót’ (zakładam że Panowie je znają ) do lektury „Kronik Tygodniowych” mistrza Antoniego (1927-1939 ) .Wystarczy zmienić nazwy stronictw /partii, nazwiska liderów…Hasła i autorytety
kultura debaty”politycznej ” bez zmiam .Parafrazując hasło inteligentnego (to nie reguła )artysty Wojciecha Młynarskiego „jedziemy,jedziemy…gdzie jesteśmy ,tam skąd wyruszyliśmy ”
Udanego weekendu
kaan
Ostatni swój felieton ( Kronik Tygodniowych) Antoni Słonimski pisał 1 września 1939 roku w Zakopanem,
gdy niemieckie samoloty „penetrowały” juz przestrzen powietrzną nad Krakowem.
kaan
Dzień smutny
Szanowny Panie Redaktorze czy dziś, około pół roku póżniej , podziela Pan nadal zdanie swego owczesnego dyskutanta (b. pedagoga i radnego )
” To Ludzie ( liczba mnoga ) zniszczyli politykę… ” ?
Z poważaniem i nadzieją na pańską merytoryczną odpowiedż
kaan