PIASECZNO – Dzwoni domofonem o 4 nad ranem, wali drzwiami i krzyczy, że nas wykończy, że pozabija – skarżyli się mieszkańcy bloku przy ul. Młynarskiej. – Teraz zabrano go na badania, ale boimy się, że jak wróci, może dojść do jakiejś tragedii – mówili przerażeni. Ich obawy okazały się uzasadnione, mężczyzna wrócił i znów terroryzuje sąsiadów. Policja jest bezradna. „Zostały podjęte próby kontaktu z mężczyzną” – dzieli się ze Wspólnotą Mieszkaniową wynikami swoich działań Komenda Powiatowa Policji w Piasecznie
Ten koszmar rozpoczął się wiele lat temu. Po raz pierwszy o agresywnym i nieobliczalnym mężczyźnie pisaliśmy w lutym 2013 roku w artykule „Krzyk cichej tragedii”. Wówczas był wyjątkowo uciążliwy dla sąsiadów, ale szczególnie uwziął się na młodą kobietę. – Wyzywał mnie i wygrażał, wychodząc ze swojego mieszkania na klatkę schodową – był agresywny i wulgarny. Byłam przerażona – opowiadała pani Monika*.
Terror sąsiada
Mieszkańcy zaczęli wzywać policję, ale jak się okazało, interwencje mundurowych przez długi czas nie przynosiły żadnego skutku. – Wiele nie możemy zrobić. Gdy policjanci pojawiają się przed drzwiami mężczyzny, on po prostu nie reaguje na pukanie i nie wpuszcza ich do mieszkania – rozkładał bezradnie ręce ówczesny zastępca komendanta powiatowego policji. – Bez nakazu prokuratury nie możemy tak po prostu wejść do mieszkania, a prokuratura nakazu nie wyda, bo trudno mówić o popełnieniu jakiegoś ciężkiego przestępstwa – tłumaczył.
W grudniu 2011 roku mężczyzna nie poprzestał na agresji słownej. Dopadł drzwi sąsiadki i zaczął je kopać, miotając przekleństwa i groźby pozbawienia życia. Gdy przybyli policjanci, oddalił się, pozostawiając dziury w drzwiach. Policjanci zapukali do jego lokalu. Nie otworzył. Nie otworzył też później, gdy mundurowi składali wizyty o różnych porach dnia. Policjanci byli bezradni, a sąsiedzi nie mogli spać, bo mężczyzna, najwyraźniej cierpiąc na zaburzenia psychiczne, szalał po nocach, krzycząc, uderzając w ściany, sufit i podłogę.
– Zaczęłam bać się o swoje życie – mówiła nam pani Monika. – Jestem drobną kobietą, a sąsiad to kawał chłopa – ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i waży pewnie ponad 100 kilogramów. Nie mogąc liczyć na pomoc policji, po prostu uciekłam z domu. Przeprowadziłam się z powrotem do rodziców. Mieszkam w pokoju z moim młodszym bratem i co miesiąc spłacam raty kredytu za mieszkanie, w którym nie mogę mieszkać – żaliła się kobieta.
Kilka lat spokoju
– Ta bomba tyka już od dłuższego czasu – przyznawał Michał Nowak, administrator wspólnoty mieszkaniowej Młynarska 15. – „To właściwie jedyny problem, jaki mamy. Gdyby nie ten pan, to nasze osiedle byłoby prawdziwą oazą spokoju.
Wspólnota miała żal do policji, że bagatelizuje problem.
– Tu nie chodzi o to, że ktoś zrobił huczną imprezę czy nahałasował pod wpływem alkoholu. Ten człowiek nęka sąsiadów, znęca się nad nimi psychicznie, jest niebezpieczny i nieobliczalny. Powinien zostać odizolowany, zanim komuś stanie się krzywda. To taka cicha tragedia – mówił Michał Nowak.
Z agresorem nie było żadnego kontaktu. Nie wpuszczał nikogo do mieszkania, nie otwierał drzwi, nie reagował na pisma. Wreszcie jeden z mieszkańców bloku przy ul. Młynarskiej zauważył, że sąsiad opuszcza swoje mieszkanie. Natychmiast powiadomił policję. Gdy mężczyzna wrócił, czekał na niego już radiowóz i karetka pogotowia. Zabrano go na badania, a w konsekwencji trafił do szpitala, na kilka lat znikając z osiedla.
– Zmroziło mnie, gdy pewnego razu spotkałam go na podwórku przed blokiem – mówi jedna z mieszkanek. – Miałam nadzieję, że już nigdy nie wróci.
Sąsiad był jednak odmieniony. Grzecznie się ukłonił i pierwszy powiedział „dzień dobry”. Przez jakiś czas nie sprawiał żadnych problemów. Przesiadywał czasami na ławce przed blokiem i grzecznie witał się z sąsiadami.
Wygonił sąsiadkę z mieszkania
Później zaczął sprowadzać do siebie towarzystwo z marginesu społecznego.
– Wychodzili od niego jacyś bezdomni, zarośnięci mężczyźni, czuć było od nich alkohol – opowiadają sąsiedzi. Z czasem jednak mieszkanie przestał odwiedzać ktokolwiek. Koszmar sprzed lat powrócił: krzyki po nocach, wygrażanie, uderzania w ściany i sufit.
– Zabiję! Zabiję wszystkich. Spalę wszystko! – tak krzyczał w nocy – mówią przerażeni sąsiedzi.
Od dwóch lat powinna toczyć się sprawa w sądzie za kierowanie gróźb karalnych. Niestety, wciąż się nie rozpoczęła, bo oskarżony nie stawia się na wezwania sądu.
– Powinna go doprowadzić policja, ale ona jest całkowicie nieudolna i sparaliżowana – mówią mieszkańcy osiedla.
Kobieta, którą najbardziej prześladował, dwa lata temu wraz z kilkuletnią córeczką uciekła ze swojego mieszkania.
– Byłam strzępkiem nerwów, bałam się o życie swoje i swojego dziecka – mówi pani Monika. – Nie mogłam pozwolić, by moja córka żyła w poczuciu wiecznego zagrożenia.
Mieszkanie stoi puste, nie ma mowy, by komuś wynająć, bo chory mężczyzna nie da spokoju żadnemu lokatorowi. Sąsiedzi, którzy mieszkają niżej, kilka razy byli zalewani. Agresor nie wpuścił nikogo, by można było usunąć awarię. Jedzenie zamawia przez dostawców, którzy zostawiają je pod drzwiami.
Bezradność policji
Zarząd wspólnoty robi, co może, wysyłając kolejne pisma do Komendanta Policji, MGOPS-u, kierując dziesiątki pism do samego mężczyzny. Od kilku miesięcy z mieszkania, którego nie opuszcza, wydobywa się trudny do zniesienia zapach. Mimo otwartych okien, smród na klatce schodowej jest nie do wytrzymania. Wspólnota opisała dramatyczną sytuację w liście do komendanta. W odpowiedzi otrzymali pismo z Komendy, w którym poinformowano o tym, że „zostały podjęte próby kontaktu z w/w mężczyzną celem wyjaśnienia zaistniałej sytuacji oraz została przekazana informacja do Sądu Rejonowego w Piasecznie i MGOPS w Piasecznie.”
– Sytuacja jest patowa, bo przecież nikt oprócz policji nie ma prawa zastosowania środków przymusu, a te wydają się konieczne – argumentują członkowie zarządu wspólnoty. – Ten człowiek jest nieobliczalny i jeśli się go nie odizoluje, może dojść do jakiejś tragedii. To potężny, silny mężczyzna, który może zrobić komuś krzywdę. Poza tym on sam potrzebuje pomocy, bo żyje w nieludzkich warunkach, w oderwaniu od rzeczywistości. Może być również niebezpieczny dla samego siebie.
Adam Braciszewski
* Imię zostało zmienione
Chcieliście prawa i procedur to macie, czasy wyjaśniania sytuacji białą pałką minęły….za Policjantów do sądu nie pójdziecie jak przekracza uprawnienia
Mylisz pojęcia. To nie w istnieniu procedur czy prawa tkwi problem. Może zadać inaczej pytanie: chcesz bezprawia i braku procedur? Wyobrażasz sobie co wtedy. Nieudolność działania służb i nieefektywne prawo (które przecież pozwala w ekstremalnych przypadkach nawet zlicytować takiemu komuś mieszkanie) to nie jest powód by domagać się bezprawia.
…to straszne, niech każdy z nas spróbuje postawić się na miejscu sąsiadów takiego człowieka..
Dziwię się bierności policji bo nie reaguje na ewidentne zagrożenie ze strony lokatora: groźby kierowane do mieszkańców oraz smród , który zapewne jest wynikiem brudu, składowania śmieci w lokalu a co dalej może prowadzić do zagrożenia sanitarnego: pojawią się insekty lub gryzonie. Czy jak z mieszkania zacznie ulatniać się gaz czy dym też policja poinformuje, że podjęła próby ale nie wyszło…
Czy w tym mieście jak zwykle musi dojść do tragedii żeby jakiekolwiek służby się czymkolwiek zainteresowały? Gdzie jest Policja? Gdzie jest MOPS? Wszyscy wygodnie pierdzą w stołki? Tylko to potrafią? Młoda kobieta musi uciekać z własnego mieszkania i wszyscy mają to gdzieś?