PIASECZNO Tydzień temu z mieszkania przy ul. Kusocińskiego eksmitowano trzyosobową rodzinę. – Jest zima, nie wiem jak sobie poradzimy – mówi załamany Kazimierz Kwiatkowski, były właściciel lokalu
Do dramatycznych scen doszło przed południem, kiedy to do bloku przy ul. Kusocińskiego 9 wszedł komornik z nakazem eksmisji w asyście policji. Po chwili na miejscu zjawiła się także firma zajmująca się przeprowadzkami. Jak się okazało, mieszkanie zostało zlicytowane na aukcji komorniczej za 120 tys. zł, ponieważ poprzedni właściciel nie płacił komornego. Zaległości sięgnęły około 20 tys. zł.
– Nie płaciłem, bo nie miałem z czego. Mam 1800 zł emerytury, konkubina nie pracuje – bronił się Kazimierz Kwiatkowski, emerytowany policjant, który mieszkał w lokalu razem z partnerką i 12-letnią córką. – 6 lat tu żyliśmy. To był lokal własnościowy, zapłaciłem za niego 220 tys. zł. Nie wiem, co teraz będzie… – dodał łamiącym się głosem.
Kazimierz Kwiatkowski tłumaczy, że na początku stycznia wysłał do sądu pisemną prośbę o przyznanie lokalu socjalnego, ale nie doczekał się odpowiedzi. Twierdzi, że pisma nie otrzymał też komornik. O eksmisję wystąpiła Spółdzielnia Mieszkaniowa „Jedność”, która miała dość czekania na zaległe płatności.
– W tym bloku kilka osób nie płaci czynszu – zauważa Stanisław Zawadzki, prezes spółdzielni. – W takich wypadkach kierujemy sprawę do sądu. Jak właściciel lokalu nadal nie chce uregulować zaległości, sąd nakazuje sprzedaż mieszkania i eksmisję. My zawsze jesteśmy skłonni rozmawiać z naszymi dłużnikami i iść na ustępstwa, na przykład rozkładać zaległości na raty. Ale pewnych rzeczy nie możemy tolerować, bo jeśli część mieszkańców z premedytacją nie płaci czynszu, to demoralizuje innych lokatorów.
Stanisław Zawadzki twierdzi, że podobnych wniosków spółdzielnia kieruje do sądu w ciągu roku kilkanaście.
– Osób niepłacących jest jednak coraz mniej – dodaje.
Kazimierz Kwiatkowski po odliczeniu kosztów sądowych, kosztów postępowania komorniczego oraz zadłużenia otrzyma pozostałą część pieniędzy ze sprzedanego lokalu. Na razie przeprowadzi się do hotelu w Warszawie, gdzie nowy nabywca mieszkania wynajął mu na dwa miesiące skromny pokój (eksmisji „na bruk” nie można dokonywać od 1 listopada do 31 marca).
– Konkubina i moja córka zamieszkają na razie w Legionowie, u matki mojej partnerki – zapowiada Kazimierz Kwiatkowski. – Co będzie potem? Nie wiem. Mogę iść pod most, ale co stanie się z dzieckiem…?
Nie trza pisać próśb(szkoda nerwów i tak nie zostaną pozytywnie uwzględnione) tylko w procesie podejmować kroki oddalające wydanie przez sąd wyroku http://pamietnikwindykatora.pl/2016/05/12/oddalenie-w-czasie-perspektywy-eksmisji/ może to trwać nawet kilka lat a przez ten czas wiele może się zmienić.
Stracili mieszkanie z biedy, a konkubina mimo odchowanego i samodzielnego dziecka nie wybiera się do pracy? Pewnie miała wymówkę „zajmowania się domem”, ale domu już nie ma można iść do pracy.