GÓRA KALWARIA Wojciech Kański z Baniochy kilkanaście dni temu zdobył brązowy medal Mistrzostw Polski w zapasach w stylu klasycznym w kategorii do 87 kg. Opowiada o przygotowaniach do zawodów, treningach oraz życiu zapaśnika. – Zapasy to ogólnorozwojowy sport dla każdego – przekonuje. – Poza tym kształtuje charakter i wytrwałość, co potem przydaje się w życiu
Wojciech Kański ma dziś 27 lat i jest najbardziej utytułowanym, aktywnym zapaśnikiem w powiecie piaseczyńskim. Ma na koncie wiele medali Mistrzostw Polski. Oprócz tego ostatniego, wywalczonego w połowie września w Chełmie, Kański jest brązowym medalistą Międzynarodowych Mistrzostw Polski, które odbyły się w ubiegłym roku w Radomiu oraz wicemistrzem Polski z 2021 i 2019 roku. Zawodnik reprezentuje od 2013 roku Olimpijczyka Radom, zaczynał w piaseczyńskiej „Piątce”. Pochodzi z rodziny z zapaśniczymi tradycjami. Jego tata Dariusz też uprawiał zapasy, a potem trenował młodych zawodników. Był też jednym z założycieli UKS-u Akademii Sportu Baniocha.
– Jak skończyłem szkołę podstawową, zacząłem szukać klubu, w którym mógłbym dalej uprawiać moją ukochaną dyscyplinę – mówi Wojtek Kański. – Jako, że zacząłem uczyć się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Radomiu, mój wybór padł na Olimpijczyka. Od pierwszego dnia byłem pod dużym wrażeniem tego klubu. Tym bardziej, że moim trenerem został Włodzimierz Zawadzki, legenda polskich zapasów, mistrz olimpijski z Atlanty.
Wojtek Kański podkreśla, że zapasy są sportem ciężkim, wymagającym i kontuzjogennym.
– Niewielu młodych chłopaków się na niego decyduje, a jak nawet przychodzą spróbować, to szybko rezygnują – opowiada zawodnik. – W piłce nożnej są pieniądze, to pobudza wyobraźnię. A w zapasach? Tylko krew, pot i łzy.
Na pytanie, dlaczego Polska od kilku lat nie odnosi sukcesów w zapasach na poziomie międzynarodowym, w tym na igrzyskach olimpijskich, Wojtek Kański chwilę się zastanawia. – System szkoleniowy jest przestarzały, a świat poszedł naprzód – wyjaśnia. – Zmieniły się techniki szkoleniowe, podejście do treningu. Tymczasem my wciąż tkwimy w latach 90. Jest też mniej zawodników uprawiających tę dyscyplinę. No i w zapasach nie ma pieniędzy. To też jest duży problem…
On sam zatrudniony jest od jakiegoś czasu w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym. Dzięki temu ma stałą pensję i może spokojnie trenować.
– W zapasach tylko mistrzowie Polski mogą liczyć na stypendia – mówi. – Pozostali muszą sobie radzić sami.
Zawodnik trenuje zwykle pięć razy w tygodniu. Przed zawodami dochodzą dodatkowe jednostki treningowe. Jeden trening trwa około dwóch godzin. Medalista podkreśla, że treningi są ogólnorozwojowe. Są i ćwiczenia na macie i na siłowni. Do tego dochodzi bieganie oraz sparingi.
– Zapasy poprawiają szybkość, koordynację, wytrzymałość – wylicza. – W zapasach nie ma uderzeń, rzutów czy dźwigni, jak w innych dyscyplinach, są więc bezpieczne. Jeśli chodzi o kontuzje, to najczęstsze są te związane z naciągnięciami i naderwaniami mięśni, ale też skręcenia. Inną niedogodnością jest pękanie chrząstek usznych, co dzieje po uderzeniach głową przez przeciwnika. Robią się z tego tak zwane „kalafiory”, które są dumą większości zapaśników. Jak byliśmy juniorami, każdy z nas chciał je mieć…
TW