GÓRA KALWARIA We wtorek w Baniosze Aleksander Tarnawski, ostatni żyjący cichociemny spadochroniarz Armii Krajowej, odsłonił tablicę upamiętniającą zrzut, w którym 73 lata temu uczestniczył
– Jestem naprawdę poruszony tym, co mnie tutaj spotkało. Zorganizowaliście uroczystość dla mnie, mimo że nic specjalnego nie zrobiłem. Takie rzeczy podczas wojny robiło wielu ludzi na wszystkich frontach świata – mówił wzruszony 96-latek. – To najpiękniejszy dzień w moim życiu – dodał. Kombatant kilkukrotnie dziękował organizatorom, a także setkom osób, które przyszły, aby wziąć udział w uroczystości. Robił to także w imieniu pozostałych, nieżyjących już 315 cichociemnych. Tuż po odsłonięciu tablicy, do kpt. Aleksandra Tarnawskiego podeszła kobieta w średnim wieku. – Przyjechałam tu specjalnie dla pana z Mokotowa – mówiła z załzawionymi oczami ściskając jego dłoń.
Ludzie godni pamięci
Do zrzutu w Baniosze doszło z 16 na 17 kwietnia 1944 roku. Ogromny, czterosilnikowy brytyjski bombowiec wystartował z bazy aliantów we włoskim Brindisi, aby dostarczyć w okolice Góry Kalwarii trzy zasobniki ze sprzętem oraz czterech dobrze przeszkolonych na Zachodzie polskich żołnierzy. Siedmioosobową załogę stanowili sami Polacy, dowodził nimi kpt. Edward Bohdanowicz. Ich nazwiska również znalazły się na tablicy ustawionej na skraju lasu przy ul. Wiejskiej w Baniosze. Cichociemni wylądowali na placówkę mającą kryptonim „Kanapa” bez przeszkód, mieli ze sobą ponad 400 tys. dolarów dla Polskiego Państwa Podziemnego. Niestety, zrzucone zasobniki i ich zawartość uległy zniszczeniu. Samolot bez problemów powrócił do Brindisi.
– Cichociemni po zaprzysiężeniu na lewej piersi nosili znak spadochronowy. Po wewnętrznej stronie miał on wybity numer i napis „Tobie Ojczyzno” – przypominał Bogdan Rowiński z Fundacji im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, która była inicjatorem wtorkowej uroczystości. – Chciałbym życzyć młodym ludziom, których tu dziś widzę wielu, aby ten napis cały czas mieli symbolicznie w swoich sercach, ale przede wszystkim byli wierni wartościom, które cichociemni wyznawali. Takim wartościom jak zdobywanie wiedzy, wytrwałość, koleżeńskość, a przede wszystkim patriotyzm. To byli absolutnie niezwykli mężczyźni i bohaterowie, godni pamięci – przekonywał.
Gdzie są chłopcy z tamtych lat
Do postawy Aleksandra Tarnawskiego i jego nieżyjących kolegów odnosił się również minister Wojciech Kolarski z Kancelarii Prezydenta RP. – Gdyby nie pan Aleksander nie byłby nas dziś tutaj, nie byłoby naszej uroczystości. Chciałbym również wyrazić wdzięczność wszystkim, którzy przyczynili się do tego wydarzenia. To przykład jak mała lokalna historia jest częścią wielkiej historii Polski i historii naszej wolności – przemawiał.
Do młodych zwracał się również starosta Wojciech Ołdakowski. – Oto mamy przed sobą człowieka, którego droga do lądowania w Baniosze rozpoczęła się w jego wczesnej młodości, gdy uczył się tak samo jak wy dzisiaj. Tylko w młodości pana Aleksandra Tarnawskiego wydarzyło się coś niezwykłego: pewnego dnia zadano mu pytanie, czy jest w stanie zaryzykować wszystko skacząc w sam środek okupowanej Polski. Zaryzykował wiedząc, że może zginąć. Zrobił to po to, abyście dziś mogli wrócić do szkoły i swobodnie mówić do siebie po polsku – mówił.
Wtorkowe obchody rozpoczęła msza św., po której dzieci ze szkoły w Baniosze zaprezentowały wzruszający słowno-muzyczny program „Gdzie są chłopcy z tamtych lat”. Na koniec, na miejscu dawnego zrzutu, mieli wylądować skoczkowie ze specjalnych jednostek wojskowych Grom i Agat. Jednak ze względu na bliskość lotniska Okęcie nadzór na ruchem powietrznym nie zgodził się na przelot samolotu ze spadochroniarzami na odpowiednim pułapie. Dlatego doszło jedynie do zrzutu zasobnika z niższej wysokości. Na zakończenie gospodarze uroczystości – czyli władze powiatu i gminy – zaprosili obecnych na wojskową grochówkę i gorącą herbatę.