GÓRA KALWARIA Gdy zabrakło prawa, sięgnęli po zwyczaj. Sołtys Czerska po głosach mieszkańców ogłosiła przetarg na dzierżawę terenu, który od przeszło pół wieku użytkują trzy miejscowe rodziny. Czy dojdzie do siłowego przejęcia ziemi?
Ewa Szynkiewicz nie kryje zdenerwowania. Prezentuje dokumenty, z których wynika, że jej rodzina od 1961 roku płaci podatki za przeszło 3,7 hektara z liczącej niecałe 11,5 hektara działki uznawanej od dziesięcioleci za ziemię wspólną mieszkańców wsi.
– Nie wiadomo, kto dokładnie jest jej właścicielem, nikt nigdy tego nie wyjaśnił, brak na ten temat jakichkolwiek dokumentów. Cztery rodziny, które obecnie ją uprawiają, zaczęły robić to lata temu, bo nikt inny we wsi nie był tym zainteresowany – przekonuje kobieta.
Podatek to za mało
Ponieważ czas mijał, użytkownicy zaczęli czuć się posiadaczami zajmowanych gruntów.
– Gmina nigdy tego nie podważała – tłumaczy mieszkanka. Na mocy zmienionych przepisów, w 2011 roku trzech gospodarzy najdłużej zbierających plony z przeszło 11 ha na tzw. Pólku zdecydowało, że należy powołać spółkę do zagospodarowania terenu wspólnoty gruntowej i wystąpiło do burmistrza o ustalenie stanu prawnego działki oraz listy osób uprawnionych do dysponowania nią.
– Od tego zaczęła się awantura, bo uznano, że chcemy zagarnąć ten teren – przekonuje Ewa Szynkiewicz.
Z braku wiarygodnych dokumentów, burmistrz nie rozstrzygnął, kogo można nazwać współwłaścicielem tych gruntów. Obecnie toczą się w piaseczyńskim starostwie dwa postępowania, które mają rozstrzygnąć, czy czerski grunt należy do uprawnionych członków wspólnoty, czy – jak twierdzą w kalwaryjskim ratuszu – do gminy Góra Kalwaria.
Mimo że wciąż nie wiadomo, kto ma prawo do dysponowania spornym gruntem, Urszula Wroniewicz, sołtys Czerska postanowiła nie czekać i ogłosiła w lutym przetarg na jego dzierżawę. W poprzednim tygodniu otwarto dwie oferty, a we wtorek kilkudziesięciu czerszczan przybyłych na zebranie wiejskie wybrało najkorzystniejszą z nich.
– Ogłosiłam przetarg po namowie mieszkańców, którzy uważają, że z tego wspólnego gruntu pożytek powinna czerpać cała wieś, a nie tylko kilka rodzin. Nie chciałam nikogo urazić, nie mam do nikogo animozji. Staram się być sołtysem wszystkich i zachować obiektywizm – tłumaczy Urszula Wroniewicz.
Uzasadnia, że zdaniem części czerskiej społeczności, rodziny użytkujące wspólny grunt, powinni nie tylko płacić gminie podatek gruntowy za ten teren (co czynią obecnie), ale także „robić coś bezinteresownego na rzecz społeczności wsi”. Tym bardziej – co niektórzy wytykają – że użytkujący pobierają za ten areał dopłaty unijne.
Bo taki był zwyczaj
Użytkownicy nie ustępują, jeszcze przed rozstrzygnięciem postępowania na dzierżawcę zapytali sołtys, jakim prawem dysponuje owym gruntem – i jak podkreślają – do tej pory nie otrzymali odpowiedzi.
– W naszej ocenie nie ma do tego prawa, ponieważ nie wiadomo, kto jest właścicielem tego terenu. Zawiadomiliśmy sąd, że doszło do naruszenia naszego stanu posiadania
– mówi Ewa Szynkiewicz.
Panią sołtys i stojące za nią grono mieszkańców głosem doradczym wspierają urzędnicy gminy. Ich zdaniem Urszuli Wroniewicz jako przedstawicielce społeczności wsi wolno było ogłosić przetarg na dzierżawę spornego gruntu na podstawie „prawa zwyczajowego”.
– Przez dziesięciolecia mieszkańcy spotykali się i dogadywali, komu będzie wolno uprawiać ten wspólny grunt i na jakich warunkach. Stoimy na stanowisku, że tak samo mogło się to odbyć obecnie – wyjaśnia Bartosz Trzaskowski, inspektor do spraw gospodarki gruntami i przekształceń własnościowych w magistracie. Przyznaje, ze sprawa jest „trudna”.
Nikt nie potrafił udzielić nam odpowiedzi, na jakiej zasadzie dzierżawca miałby rozliczać się z mieszkańcami Czerska. A już zupełnie nie wiadomo, jak wybrany przez mieszkańców oferent przejmie grunt na Pólku.
– My tej ziemi przekazać nie zamierzamy. Zapłaciliśmy podatek za cały rok i zasialiśmy na polu zboże – mówi Ewa Szynkiewicz.
Piotr Chmielewski