Bomby ekologiczne

1

Składowisko odpadów, które spłonęło w Zielonej Górze, to spektakularny, acz niestety nie jedyny taki przypadek. Co gorsza, podobnie niebezpieczne składowiska znajdują się też w gminach wokół Warszawy. Jak rozwiązać tę sytuację?

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nielegalnego składowiska od 3 lat powinno tam nie być – wtedy sąd nakazał jego likwidację. Gdzie jest to rzekomo sprawne Państwo, które potrafi w nocnym głosowaniu przepchnąć ważną dla partii ustawę, ale przez 3 lata nie potrafi wyegzekwować decyzji sądu, narażając zdrowie mieszkańców okolicznych miejscowości? Przykładów niekompetencji czy niesprawności działania organów państwowych jest niestety więcej, również w naszej okolicy. Nie mamy Pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?

W połowie 2020 roku w gminie Prażmów w powiecie piaseczyńskim zlokalizowano nielegalne składowisko odpadów. Widoczne na zdjęciu plastikowe pojemniki – mausery – z niebezpiecznymi substancjami, które widać z drogi (nie mówiąc o tym, co jest wewnątrz budynku), to tylko czubek przysłowiowej góry lodowej. Bez nadzoru, w nieodpowiednich warunkach dla tego typu substancji, narażone na warunki atmosferyczne, rozmaite substancje mają się „doskonale”, podczas gdy urząd gminy bezskutecznie próbuje doprosić się pomocy od organów Państwa. Ponad trzy lata, ponad 200 pism, które w tym czasie wyprodukowały rozmaite urzędy i instytucje, spory kompetencyjne, brak funduszy – istny chaos, w wyniku którego – w każdej chwili – bomba ekologiczna może „wybuchnąć”.

Oczywiście można przyjąć za dobrą monetę decyzje miłościwie nam panujących, „dzięki którym” za odpady nielegalnie składowane na terenie gmin odpowiadają samorządy. Problem w tym, że samorządy nie mają wpływu na to, czy taka nielegalna działalność zostanie na ich terenie zlokalizowana. W efekcie, w przypadku wspomnianej gminy Prażmów, radni wraz z wójtem powinni wyasygnować około 10 proc. rocznego budżetu gminy – kwotę na poziomie 9-10 milionów złotych – aby pokryć koszt właściwej utylizacji składowanych odpadów.

Rząd, niczym szatniarz z filmu Barei, zdaje się wskazywać, że zrzucił te problemy na samorządy i teraz niech one się martwią… Sytuacja kryzysowa Beczki czy mausery z chemikaliami mogą nie doczekać do „szczęśliwego zakończenia” wymiany korespondencji pomiędzy urzędami i organami państwowymi, w każdej chwili może dojść do wycieku, skażenia, pożaru, które mogą wpłynąć negatywnie na zdrowie okolicznych mieszkańców. Takie zdarzenia, takie ryzyko, podobnie jak powódź czy pożary, powinny mieć bezwzględny priorytet ze strony władz – tu nie ma na co czekać, tu trzeba działać! Rezerwa budżetowa czy inne rezerwy celowe w budżecie Państwa powinny służyć właśnie takim działaniom, zwłaszcza, gdy niebotyczne koszty likwidacji takich składowisk przekraczają znacząco możliwości samorządów (których dochody zostały dodatkowo uszczuplone przez wprowadzony przez rząd Polski Ład).

Właściwy organ Państwa, po otrzymaniu zgłoszenia o nielegalnym składowisku od samorządu czy nawet bezpośrednio od mieszkańców, powinien – w interesie życia i zdrowia obywateli – niezwłocznie przystąpić do usuwania niebezpiecznych substancji. Osobną kwestią musi być zmiana prawa, aby firmy „krzaki”, zarejestrowane na podstawione osoby, z mikrym czy zerowym doświadczeniem w branży, nigdy więcej nie miały prawa przyjmować tego typu substancji!

Wiele typów działalności jest w Polsce licencjonowanych – do sprzedaży alkoholu potrzebna jest koncesja, do jazdy taksówką czy przewozu osób również potrzebne są odpowiednie uprawnienia, ale do wwiezienia i składowania toksycznych substancji, najwyraźniej nie ma już takich obostrzeń, tudzież są one nieprzestrzegane. Tak nie może i nie powinno być! Zgoda buduje. Współpracując od lat z wieloma samorządami wokół Warszawy, urzędami centralnymi, organizacjami pozarządowymi, utwierdziłem się w przekonaniu, że łącząc siły i stawiając sobie wspólny cel, w zdecydowanej większości udało nam się zrealizować wiele ważnych inwestycji, pokonać przysłowiowe góry i mosty, które niegdyś wydawały się nieprzekraczalne. Nawet przy odrobinie tylko dobrej woli i elementarnej wiedzy merytorycznej na dany temat, często udaje się znaleźć kompromisowe rozwiązanie, zbudować nić porozumienia pomiędzy różnymi podmiotami, która procentuje owocną współpracą w przyszłości.

Czemu zasady, które doskonale działają między ludźmi, na niskich i średnich szczeblach samorządów, nie docierają na najwyższe szczeble władzy? Czemu zamiast rozmawiać, rządzący wolą zakłócać, przeszkadzać i powtarzać jak mantrę, że co dobre, to od nich, a co złe, to od innych? Trochę boję się myśleć, co siedzi w ich głowach, choć mam swoje podejrzenia, ale to już temat na zupełnie inny materiał.

Piotr Kandyba
Radny Sejmiku Mazowieckiego

1 KOMENTARZ

  1. Wynajmujący nie wiedział do jest magazynowane i co jest przywożone na jego teren?
    Dlaczego samorząd albo Państwo ma płacić? Czy to uczciwe? W ostateczności może to zrobić Państwo pod warunkiem, że cała nieruchomość zostanie zlicytowana.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię