GÓRA KALWARIA Kto nie był, niech żałuje. W sobotę i niedzielę na zamku w Czersku odbyła się największa w Polsce – i prawdopodobnie w Europie – impreza historyczna osadzona w XIII wieku
Jubileuszowa, dziesiąta edycja Wielkiego Turnieju Rycerskiego na dworze księcia Konrada Mazowieckiego przyciągnęła rekordową liczbę 350 rekonstruktorów, wśród których byli zarówno zakuci w stal rycerze (polscy, białoruscy oraz łotewscy przybyli pieszo oraz konno), jak i piękne białogłowy. Razem z nimi podróż do średniowiecza przeżyło 7,2 tys. widzów, którzy korzystając ze słonecznej aury, zawitali w mury warowni.
W obozowisku brakuje już miejsca
Michał „Misza” Prokopiak, którego śmiało można nazwać ojcem czerskiego turnieju przyznaje, że 10 lat temu nie wierzył w to, że uda się zorganizować największą XIII-wieczną imprezę w Polsce.
– Kiedy zaczynaliśmy, w turnieju walczyło 120 rycerzy. Teraz przyjeżdża do nas około 90 proc. wszystkich polskich rekonstruktorów, którzy wcielają się w postaci z czasów rozbicia dzielnicowego w naszym kraju i końca krucjat w Europie. Dobrze się tu czują. Cieszy na też, że wracają do nas widzowie, bo to o ich uznanie walczymy – mówi.
Na tegorocznym rekordzie Smocza Kompania, bractwo rycerskie, dla którego czerski turniej jest sztandarową imprezą, nie zamierza poprzestać. Byli już w Czersku rycerze z Samarkandy (jechali 2,3 tys. km) i Izraela, teraz „Misza” i jego ekipa chcieliby zaprosić rekonstruktorów z zachodniej Europy.
– Marzy nam się, aby najpóźniej za pięć lat było nas, zbrojnych, na turnieju dwa razy więcej. To jest możliwe, choć niestety ogranicza nas miejsce. Sad, w którym bractwa rozbijają namioty, stał się za mały. Szukamy innego, bliskiego miejsca na dodatkowe obozowisko – mówi.
Pomysłów na historyczne tło kolejnych turniejów organizatorom dostarczył jego patron – Konrad Mazowiecki. Jego życie było niezwykle barwne – prowadził ciągłe boje z poganami, sprowadził Krzyżaków do Polski, pojął za żonę księżniczkę z Rusi (miał z nią kilkanaścioro dzieci), uwięził szwagierkę w Czersku, w końcu – został objęty ekskomuniką. – To postać na przynajmniej 30-odcinkowy serial – uważa Michał Prokopiak.
Cukierki ze złotem dla królowej
Jednak turniej to nie same walki, ale także pokaz życia w epoce sprzed blisko 800 lat. Tak jak przed wiekami i współcześnie za zbrojnymi podążają kramarze i rzemieślnicy. Podczas weekendowego turnieju można było podpatrzeć, jak w średniowieczu wytapiano żelazo. Maciej Tomaszczyk, na co dzień geolog naftowy z okolic Warszawy (oraz kowal-amator), ulepił z gliny dymarkę, załadował ją rudą żelaza oraz węglem drzewnym i podsycając miechem temperaturę (do 1300 st. C!) po 6 godzinach otrzymał żelazną grudę.
– Przeprowadziłem kiedyś eksperyment ile czasu zajmie mi wytopienie żelaza, a następnie wykucie noża. Zajęło mi to pięć dni – opowiada.
Natomiast Małgorzata Krasno-Korycińska za „co łaska” sprzedawała upieczone na kamieniu podpłomyki oraz miodownik. Mieszkanka Milanówka już zawodowo zajmuje się rekonstrukcją historyczną: szyje dawne stroje i gotuje dania wedle przepisów sprzed setek lat.
– Miodownik to najstarsze polskie ciasto, kiedy jeszcze nie był u nas powszechnie dostępny cukier. W epoce renesansu dodano do niego przyprawy korzenne i tak powstał piernik – tłumaczy. – Cukier trzcinowy w epoce średniowiecza był tak drogi, że trzymano go w skarbczyku. Nadworny aptekarz Władysława Jagiełły przygotował dla jego żony Jadwigi bardzo drogie cukierki ze złota i cukru na odświeżenie oddechu. Ale nie odświeżały, a do tego szybciej psuły się od nich zęby – snuje opowieść.
Ewenement na skalę kraju
Spod Radzymina przybyła z kolei Anna Wojcieszuk, współczesna garncarka.
– Wytwarzam garnki z gliny, na której mieszkam. Zajęłam się tym, kiedy znudziło mi się prowadzenie szkoły tańca. Zawsze mnie do garncarstwa ciągnęło – opowiada uśmiechając się.
Od 10 lat stałym bywalcem turnieju jest Tomasz Serwa aż z Zachodniopomorskiego. Wielkim samochodem terenowym na dziedziniec przyciąga przyczepę, która zamienia się w średniowieczny bar z piecem chlebowym opalanym drewnem. Wypieka w nim proste, robione na miejscu ciasto nadziewane szpinakiem, serem i boczkiem. Do tego oferuje kwas chlebowy. To wystarczy, żeby przed karczmą stale stał wężyk głodnych. Jak w ukropie obsługuje ich czteroosobowa ekipa.
– Mam sentyment do imprezy w Czersku. Tak naprawdę mało jest w Polsce turniejów na takim wysokim poziomie. To ewenement na skalę kraju – zachwala.
Współorganizatorem turnieju był Ośrodek Kultury w Górze Kalwarii, patronowały mu Kurier Południowy oraz Piasecznonews.pl.
Fot. Piotr Chmielewski/ Monika Zacharkiewicz
Samym XIII wiekiem żyć się nie da…