Stefan Kisielewski w swoich „Dziennikach” napisał o wyglądzie Piaseczna jedno zdanie, które na szczęście nie jest łatwo znaleźć w tym obszernym tomie, a i zapewne nie z jego powodu został patronem przebudowywanego właśnie skweru przed Urzędem Miasta. Tak właśnie – miasta, które swoją ponad półtysięcletnią historię dumnie przypomina, na lichym murku, wszystkim wracającym z Warszawy mieszkańcom. Dziś nie będzie jednak ani o lichym murku, ani o Kisielu. Rzecz będzie o chodniku.
Czym jest chodnik każdy wprawdzie wie, ja jednak, oprócz czysto użytkowej strony dostrzegam w nim zawsze architektoniczny wyznacznik miejskości. W miastach chodnik jest bezsprzecznie nieodłącznym elementem krajobrazu, a nieutwardzone dukty piesze praktycznie nie występują. Owszem i na wsiach coraz częściej widać wybrukowane pobocza dróg, które świadczą o aspiracjach i statusie mieszkańców, zwykle jednak taki chodnik jest tylko po jednej stronie jezdni, drugą ozdabia już tylko rów melioracyjny, bo tak jest praktyczniej. Dlaczego od 1429 roku z tej praktyki korzystają włodarze naszego miasta (!), jakoś do końca nie jestem w stanie zrozumieć, zwłaszcza że sytuacja dotyczy bardzo reprezentacyjnych i całkiem blisko Ratusza położonych ulic.
Można nawet podejrzewać, że miejscy planiści starają się bardzo by przyjezdni nie czuli się zanadto przytłoczeni metropolitalnym charakterem Piaseczna i zapewne dlatego zarówno ulica nomen omen Stołeczna i Sienkiewicza – wjazd do miasta od strony południowo-zachodniej, jak i Dworcowa – wizytówka dla podróżujących pociągiem oraz ulica 17 Stycznia, która wita całą południowo-wschodnią Polskę, a przy tym sporą rzeszę uczniów Liceum na Chyliczkowskiej… nie mają chodnika.
To znaczy, przepraszam, mają coś na kształt chodnika po jednej stronie jezdni, a w deszczowe dni, coś na kształt spławnej rzeki, po jej drugiej stronie, jednak powiedzenie o tych ulicach, że mają miejski charakter i szyk nie jest nawet zabawne. Ulica 17 stycznia, czyli główny wjazd do Piaseczna od strony Góry Kalwarii jest tego klasycznym przykładem. Chodnik, jeśli nawet jest, to tak dziurawy, że wieczorem lepiej byłoby chodzić jezdnią, co z kolei nie jest bezpieczne, bo drzewa pozarastały latarnie. Po deszczu kałuże-mutanty stają się pułapkami dla pasażerów czekających na autobus – przystanek bowiem zlokalizowany jest pomiędzy jedną z nich, a ogrodzeniem uniemożliwiającym ucieczkę przed fontannami wody wzbudzanymi przez przejeżdżające samochody. Zimą, po drugiej stronie jezdni – tej z niedziałającym odwodnieniem, ale z przystankiem, na którym wysiada młodzież dojeżdżająca do piaseczyńskich szkół – trudno się przebić przez zwały śniegu zalegającego na poboczu – chodnika nikt nie odśnieża… bo go nie ma.
Oczywiście już słyszę ten tryumfalny okrzyk usprawiedliwienia, że większość ulic, które wymieniłem to drogi wojewódzkie i Urząd Miasta nic nie może. Zapytam więc tylko, czy mieszkający przy nich ludzie nie płacą przypadkiem podatków gminie, a nie województwu? Czy są mieszkańcami drugiej kategorii albo mieli pecha bo droga, przy której zamieszkali przestała być widoczna z Ratusza ponieważ nadano jej wojewódzki numerek? Rozumiem, że dla Burmistrza są to mieszkańcy województwa, nie gminy? Bo że nie są mieszkańcami miasta, mogą się przekonać codziennie.
Ulicą 17 Stycznia, po piasku, błocie i śniegu, codziennie brną licealiści. Za rondem jest już lepiej: jest chodnik… zaczyna się miasto.
Andrzej Czajkowski
Odmienne zdanie w tej kwestii prezentuje Piotr Korczyński, który tak odpowiada mi na fb :Krzysztof Cieślak … rozumiem Pana stanowisko ze jest za mało pieniedzy a obszar za duży… tym bardziej rozumiem że jak Pan pisze Gmina zabiera sie za remont nie swoich własności. Wobec tego rozumiem ze mieszkamy w najbogatszej Gminie w Polsce, która wyręcz GDDKiA oraz Starostwa, które są delegowane do budowania i utrzymania dróg krajowych i wojewódzkich.
Z tego widac ze burmistrz lekka rączką finansuje nie swój majątek a o podatników wcale nie dba.
Z tego płynie dodatkowy wniosek ze radni naszej gminy nie znają się na podstawowych kwedtiach i akceptują działania burmistrza. Co Pan na to Panie Czajkowski?
Rzecz nie do końca leży w finansowaniu, choć jakoś gmina potrafiła wysupłać 4 miliony na przebudowę Puławskiej, a chodniki to przy tym drobiazg. Ja w felietonie nie piszę o finansowaniu, tylko o tym, że urzędnicy gminni nie interesują się stanem dróg, które są sklasyfikowane jako wojewódzkie. Po prostu ich nie widzą. Tymczasem ja uważam, że powinni się nieustannie domagać w GDDKiA o ich remonty i dostosowywanie do potrzeb mieszkańców. Sfinansowanie chodnika nie byłoby zresztą wielkim wysiłkiem (tym bardziej, że w przeciwieństwie do jezdni, służy on prawie wyłącznie mieszkańcom gminy), podobnie jak przycięcie drzew, żeby nie zasłaniały latarń. Póki co jednak… „błogosławione niech będą drogi wojewódzkie, o które nie musimy się martwić”.
O tym właśnie pisałem:
http://piasecznonews.pl/deszczowka-sparalizowala-ruch-utrudnienia-na-ul-17-stycznia/
Problem jest dość złożony. Widząc takie zjawisko, jakim niewątpliwie jest ulica 17 Stycznia (zwłaszcza podczas opadów), każdy powinien zareagować i napisać, choćby do gminy (gmina zobowiązana jest przekazać pismo dalej). Jeżeli nikt nie napisze, MZDW pewnie zaplanuje remont, ale spokojnie czeka bo nie ma sygnału, że problem jest palący. Nie ma pisma – nie ma sprawy. A każdy myśli, że to ktoś powinien napisać, albo gmina, albo MZDW powinno jeździć po swoich drogach i pilnować. Sama tylko przejeżdżam tą drog, ale jedno pismo ze zdjęciami nawierzchni zjazdu z krajówki przesłałam i z czasem poprawili jakość tego zjazdu. Sprawa tej drogi niestety chyba kwalifikuje się do interwencji PINB, ponieważ to raczej nie MZDW nasypał górę kruszywa przy przedszkolu i zasypał rów melioracyjny od Staszica w kierunku obwodnicy. Kwestia włodarzy tego miasta, to pamiętam jak na ulicach miasta pojawiły się plakaty z Łukaszem K. i dopiskiem „Kto następny?”. I nic się nie wydarzyło i trudno uwierzyć, że się wydarzy.