POWIAT PIASECZYŃSKI Cudzoziemcy mają coraz silniejszy wpływ na rynek pracy w powiecie piaseczyńskim. I na dodatek zafałszowują jego rzeczywisty obraz
Ubiegły rok był rekordowy, od kiedy tylko funkcjonuje Powiatowy Urząd Pracy (PUP) w Piasecznie. Wpłynęło do niego 15 091 ofert od pracodawców.
Wymagania nie dla „zwykłych” bezrobotnych
Czy cieszyć się z tego powodu? Raczej umiarkowanie. Aż 82 proc. tych anonsów (czyli 12 344) pochodziło od pracodawców – obcokrajowców zainteresowanych tak naprawdę zatrudnieniem cudzoziemców. Dlaczego nie Polaków? Bo szukają osób, które chcą pracować w handlu (w którym pensje nie są wysokie), głównie w Wólce Kosowskiej, ale przede wszystkim znają języki obce: chiński, wietnamski, hindi, turecki, bengalski, serbski, urdu, angielski lub rosyjski.
– Ze względu na te wysokie wymagania, nie kierujemy bezrobotnych do tych firm, bo nie są w stanie ich spełnić. Tych ofert nawet nie wywieszamy na tablicy ogłoszeń w naszej siedzibie, żeby nie drażnić osób poszukujących zatrudnienia – mówi Danuta Świetlik, dyrektorka PUP.
Urzędnicy przekonują, że cudzoziemscy pracodawcy składają w PUP oferty tylko po to, by uzyskać informację o „możliwości zaspokojenia ich potrzeb kadrowych” i zatrudnić swoich krajan zgodnie z przepisami.
– Niestety, z tego powodu publikowane przez nas dane o rynku pracy w powiecie nie są wiarygodne i nie odzwierciedlają faktycznej sytuacji. Wypacza to obraz naszego pośrednictwa pracy. Jednak nic z tym nie możemy zrobić – ubolewa dyrektor Świetlik.
Generalnie ofert pracy od firm głównie działających w Wólce Kosowskiej było w 2016 roku o prawie 7,5 tys. więcej niż w 2015 i aż 10,5 tys. więcej niż w 2014.
Oświadczenia jak świeże bułeczki
W zeszłym roku doszło do nasilenia jeszcze jednego zjawiska. W PUP pracodawcy zarejestrowali aż 40 tys. oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy na pół roku cudzoziemcowi z Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji, Armenii lub Ukrainy. To czterokrotnie więcej niż w roku 2014. Chodzi tu głównie o Ukraińców. W Piasecznie i okolicach jak grzyby po deszczu rosną agencje zatrudnienia zarabiające na sprowadzaniu pracowników z tych sześciu państw. Na podstawie zarejestrowanego na konkretną osobę oświadczenia, otrzymuje ona następnie wizę z prawem do pracy w naszym kraju (a stąd może równie dobrze wyjechać za granicę).
W PUP przekonują, że większość z tych 40 tys. osób zatrudniono poza powiatem. Ale wszystko wskazuje, że przynajmniej kilka tysięcy cudzoziemców pozostało na naszym terenie. Czy wpływają na nasz rynek pracy?
– Cudzoziemcy zazwyczaj wykonują pracę personelu pomocniczego, czyli często sprzątają, bo Polacy nie chcą tych czynności za takie wynagrodzenie wykonywać. Są również zatrudniani w rolnictwie i budownictwie – informuje Danuta Świetlik.
– Ukraińcy za niecałe 2 tys. zł na rękę godzą się pracować po 11 godzin dziennie, przez sześć dni w tygodniu – mówi nam pracownik jednej z firm, która niedawno zatrudniła cudzoziemców. A to oznacza problemy dla osób z niskim wykształceniem, które są w zasadzie przygotowane do wykonywania pracy fizycznej.
Boom na pracowników zza wschodniej granicy jest tak duży w powiecie, że nawet policja złapała w zeszłym roku mężczyznę, który przed PUP handlował zarejestrowanymi oświadczeniami. Podobno cena jednej sztuki kosztowała 200 euro.
– Straż graniczna już wyeliminowała część tego procederu. Informujemy ją, jeśli jakaś osoba rejestruje u nas przynajmniej 50 oświadczeń naraz – mówi dyrektor PUP.
Niebawem zmienią się przepisy, które ułatwią straży granicznej kontrolowanie, dokąd udają się przybyli u nas za pracą cudzoziemcy z Ukrainy czy pozostałych pięciu państw. A pracodawcom będzie trudniej zarejestrować oświadczenie o zatrudnieniu obcokrajowca.
„Złote rączki” dadzą sobie radę
Choć obcokrajowcy oficjalnie zdominowali nasz rynek pracy, są branże, w których (jeszcze) jest ich niewielu i tam dyktują warunki Polacy. W naszym powiecie potrzeba bardzo wielu osób w logistyce – magazynierów, operatorów wózków widłowych, kierowców ciężarówek i operatorów sprzętu typu koparko-ładowarka. Z tego względu PUP stale szkoli i podnosi kwalifikacje osób wykonujących te zawody. O pracę nie muszą się też martwić „złote rączki”. Z danych Urzędu Pracy wynika, że szczególnie budowlańcy o szerokich umiejętnościach, którzy zdecydowali się na założenie własnych firm remontujących mieszkania, itp. nie mogą narzekać na brak zajęcia. Stale poszukiwani są też fryzjerzy, ślusarze, czy tokarze.
– Jeżeli się pojawią w naszym urzędzie, są brani przez pracodawców w ciemno – mówi Danuta Świetlik.
Piotr Chmielewski