GÓRA KALWARIA Pod koniec stycznia kibicowały mu miliony osób, kiedy ratował dwoje himalaistów, którzy utknęli pod Nanga Parbat. We wtorek Adam Bielecki gościł w Górze Kalwarii
Jest jednym z najwybitniejszych żyjących polskich wspinaczy. No właśnie, żyjących. Bo jak sam mówił Adam Bielecki podczas 2,5-godzinnego spotkania w Ośrodku Kultury, „nie sztuka jest być dobrym himalaistą, ale zostać starym himalaistą”.
Szczęście, radość i lęk
Choć ma 35 lat, stał się legendą. Dlatego nie było zaskoczenia, kiedy 220 wejściówek na spotkanie z Adamem Bieleckim w Górze Kalwarii rozeszło się w ciągu czterech dni.
– Jestem jego wielką fanką. Od czasu styczniowej akcji ratunkowej na Nanga Parbat, przeczytałam chyba wszystkie polskie książki o himalaizmie – mówiła Anna Niezabitowska, która na spotkanie przyjechała aż z okolic Lesznowoli.
Gość opowiadał jak już w wieku 8 lat chciał zostać himalaistą. Jednak dla członków klubów alpinistycznych był za młody. To go nie zniechęciło. Jako 15-latek, bez dobrego sprzętu, wspinał się w Tatrach i Alpach. – Te pierwsze moje wyprawy były bardziej niebezpieczne niż obecne – zdradzał we wtorek. Na swoim przykładzie edukował najmłodszą publiczność: – Wytrwałość popłaca. Marzyłem o alpiniźmie jako kilkulatek, zostałem nim po 20 latach. Warto było.
W wieku studenckim Bielecki zajął się prowadzeniem komercyjnych wyjazdów wspinaczkowych. Odbył ich 40, na 5 kontynentach. – Nauczyłem się pokory do gór, kalkulowania ryzyka, odpowiedzialności za innych – powiedział. Jego życie zmieniło się, gdy w 2010 roku poznał Artura Hajzera, twórcę Polskiego Himalaizmu Zimowego. Z nim zdobył Makalu, piątą w kolejności najwyższą górę na Ziemi. – To szczęście, radość, ale i lęk. W czasie powrotu dwóch moich kolegów odmroziło sobie i straciło w sumie 9 palców. Jak cieszyć się z takiej wyprawy? – pytał retorycznie. Równie silne emocje przeżył w 2012 r., gdy jako pierwszy zimowy zdobywca wszedł na Gaszerbrum I (8068 m). Wówczas zginęło trzech wspinaczy z zaprzyjaźnionej ekipy. Niespełna pięć miesięcy później stanął na K2 (drugim najwyższym ośmiotysięczniku), a rok później (zimą i także jako pierwszy) na Broad Peaku. Tu znów przyszło załamanie. Na liczącą 8051 m górę z Bieleckim wspinało się trzech innych himalaistów, dwóch do kraju nie wróciło. Ocalali musieli zmierzyć się z oskarżeniem, że zostawili kolegów bez pomocy.
K2 pozostaje szczytem marzeń
Poniedziałkowe spotkanie zatytułowano „Szczyt marzeń. Moja droga na K2”. Zimą tego szczytu jeszcze nikt nie zdobył. Adam Bielecki był gotów go zaatakować z Denisem Urubką w 2015 roku. Jednak Chińczycy cofnęli im pozwolenie na zdobycie góry. Później były kolejne porażki: Nanga Parbat i Annapurna (Polacy spędzili noc wisząc na linach i z powodu złej pogody musieli zrezygnować). Aż przyszedł rok 2018 i Narodowa Zimowa Wyprawa na K2 pod wodzą Krzysztofa Wielickiego. Po dwóch miesiącach obozowania pod górą i tym razem musieli się wycofać, ponieważ nie pojawiło się ani jedno „okno pogodowe”, które umożliwiłoby przeprowadzenie wspinaczki na szczyt. – Na K2 wiatr wieje z prędkością 200 km/h. W dobrą pogodę zwalnia do 30 km/h – tłumaczył himalaista. Przyznał, że „od długiego czekania siadła im psycha”.
Narodowa wyprawa była ogromnym przedsięwzięciem – ekwipunek do pierwszego obozu niosło 195 tragarzy! Przez kilka tygodni żyli na wysokości 5 km nad poziomem morza, aklimatyzowali się i przygotowywali liny na trasie wspinaczki. – Gdyby kogoś przenieść nagle z poziomu morza na wysokość 8 tys. m, udusiłby się w kilka minut – uświadamiał himalaista. Skoro na dachu świata czai się śmierć, co go tam ciągnie? – pytali widzowie. – Świadomość, że na Księżycu stanęło więcej osób niż na ośmiotysięczniku zimą – odpowiadał. – Góry to strefa wolności, gdzie sami decydujemy gdzie i jak się wspinamy – mówił innym razem. Jego pociąga też piękno gór i możliwość wybrania dróg i szczytów, na których nie stanęła jeszcze ludzka stopa. – Bywanie w takich miejscach to ogromny przywilej – uważa. Przed wyprawami dużo trenuje, testuje organizm przy ekstremalnym wysiłku, bowiem wspinacze (Bielecki mówi, że jest sportowcem) zdają sobie sprawę, że wysoko wydajność ich organizmu spada do 20 procent.
Jedyni na świecie, by pomóc
W czasie wyprawy na K2 Adam Bielecki wziął udział w szybkiej akcji ratunkowej, która skupiła na sobie uwagę wielu milionów osób na świecie. Ratując Francuzkę Élisabeth Revol schodzącą z Nanga Parbat Polacy zostali bohaterami.
– Po powrocie do kraju byliśmy zaskoczeni, że wywołaliśmy tak wielkie zamieszanie – opowiadał. – Znów trudno mówić o sukcesie, gdy musieliśmy zostawić pod szczytem Tomasza Mackiewicza (partnera Revol – przyp. red.). Gdybyśmy poszli po niego, też byśmy zginęli – dodał. – Pomaganie ludziom w górach to zwykła rzecz. A my byliśmy jedynymi na świecie osobami, które były w stanie uratować Élisabeth – dodał.
Spotkanie zakończyły owacje. Himalaista jeszcze długo podpisywał książki i chętnie fotografował się z zafascynowanymi jego postacią widzami. Spotkanie zorganizowało Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej w Górze Kalwarii.