PIASECZNO W Bibliotece Publicznej w Piasecznie odbyło się spotkanie z himalaistką Moniką Witkowską, która zdradziła szczegóły zdobywania słynnego Mount Everestu
Zdobycie najwyższej góry świata pozostaje wciąż w sferze marzeń wielu miłośników górskich wspinaczek. I choć wejście na szczyt słynnej Czomolungmy nie należy bynajmniej do najtrudniejszych wyzwań w Himalajach, to jednak wciąż wiąże się ono ze sporym ryzykiem utraty zdrowia i życia, dużymi kosztami wyprawy i wymaga świetnego przygotowania fizycznego. Już na samym początku spotkania Monika Witkowska obaliła coraz popularniejszy mit, że wejść na Mount Everest może dziś praktycznie każdy – jeżeli tylko ma odpowiednią ilość pieniędzy. Oczywiście, mając większe środki finansowe można opłacić usługi Szerpów, którzy wniosą za podróżnika ekwipunek czy przygotują mu posiłki. Będzie wprawdzie łatwiej, ale wciąż pozostanie niebezpiecznie.
– Jeżeli ktoś nie będzie odpowiednio przygotowany do wyprawy, to góry bardzo szybko to zweryfikują – mówiła Monika Witkowska. – Niezależnie od tego jaki kto ma budżet.
Problemów w Himalajach można napotkać wiele. Pierwszym jest aklimatyzacja – każdy organizm inaczej reaguje bowiem na pobyt na tak dużej wysokości. Przeszacowanie własnych możliwości może skończyć się tragicznie – tzw. chorobą wysokościową, która w skrajnych przypadkach prowadzi do śmiertelnego obrzęku płuc bądź mózgu. Na wysokościach powyżej pięciu tysięcy metrów standardem są bóle głowy, nudności, problemy ze snem czy ogólne osłabienie, a każde kolejne kilka metrów zrobione w górach to znacznie większy wysiłek niż na dole, zwłaszcza jeśli trzeba jeszcze dźwigać dodatkowe kilogramy na plecach. O ryzyku wysokogórskich wypraw przypominają symboliczne miejsca pamięci z nazwiskami ludzi, którzy zginęli podczas wspinaczek – nie brakuje tam również i słynnego Jerzego Kukuczki (który spadł podczas zdobywania Lhotse – góry, do której droga pokrywa się w dużej mierze z wejściem na najwyższy szczyt świata).
Pierwszym poważniejszym wyzwaniem na drodze do pierwszego obozu pod Mount Everest jest Icefall – uskok lodowca Khumbu. Co więcej, droga przez lodowe pole co sezon ulega zmianie – wytyczają ją co roku tzw. Ice Doctors. Na trasie nie brakuje wprawdzie ułatwień w postaci poręczy czy drabinek, ale stałym zagrożeniem są tam szczeliny lodowe i seraki – elementy lodowca, które w każdej chwili mogą się oderwać i przygnieść wspinaczy.
– Wiele osób woli pokonywać ten odcinek nocą, bo w świetle dnia jest większe prawdopodobieństwo oderwania się seraków – wyjaśniła Monika Witkowska. – To nieprawda, że z ułatwień na trasie korzystają tylko mniej doświadczenie wspinacze. Robią to nawet ci najlepsi na świecie.
Himalaistka zdradziła też tajniki obozowego życia (np. w załatwianiu potrzeb fizjologicznych, zwłaszcza nocą – w niskiej temperaturze – pomaga jej lejek) i jego zwyczaje. Do najciekawszych należy „Puja” – rodzaj błogosławieństwa przez buddyjskiego Lamę przed wyjściem w góry, w którym zwyczajowo uczestniczą wszyscy wspinacze. Jeżeli zaś chodzi o sam atak szczytowy, to czeka się na okienko pogodowe – najważniejszym czynnikiem jest tu jednak nie temperatura powietrza, ale siła wiatru. Co ciekawe, bez wykonanego zdjęcia na wierzchołku, rząd nepalski nie uzna oficjalnie, że się na nim było. Jak się okazuje, nie zawsze jest to takie proste, bo… często nie ma akurat nikogo na szczycie.
Na zakończenie spoktania Monika Witkowska stwierdziła, że choć namawia wszystkich do realizowania swoich marzeń, to jednak niekoniecznie zachęca do podążania swoim śladem.
– Przy zdobywaniu szczytów widać tylko sukces, który jest jedynie małym wierzchołkiem olbrzymiej góry lodowej – przyznała himalaistka. – To czego nie widać to ogromne wyrzeczenia – lata przygotowań, koszty (wyprawa na Everest to średnio kilkaset tysięcy złotych!), olbrzymi wysiłek i walka z własnymi słabościami.