Z Adrianem Szewczykiem, piłkarzem MKS Piaseczno, rozmawia Grzegorz Tylec
Jaki był przebieg twojej dotychczasowej piłkarskiej kariery?
Kariery to robią reprezentanci Polski i to też nie wszyscy. Zaczynałem w wieku sześciu lat w RKS Mirków. Wspominam ten klub i tą okolicę z dużym sentymentem. Przykro dzisiaj patrzeć kiedy miejsce z taką historią niszczeje w ten sposób. Potem trafiłem do Skry do trenera Grzegorza Boreckiego. Następnie przez siedem lat byłem w Kosie Konstancin. Seniorską piłkę zacząłem w Skrze, potem był KS Konstancin i MKS Piaseczno.
Jak zapatrywałeś się na fuzję Mirkowa i Skry – klubów, w których w końcu występowałeś?
Ten Mirków, z którym połączyła się Skra, nie miał zbyt wiele wspólnego z tym, w którym grałem. Myślę, że nie mnie to oceniać. Skra była wówczas w trudnej sytuacji i zdecydowano o fuzji.
Dlaczego, po tylu latach gry, przeniosłeś się z Konstancina do Piaseczna?
W tym temacie już wszystko zostało powiedziane. Nie ma sensu wracać do powodów. Trener Kobza i trener Ludwiniak znali mnie ze Skry i wyciągnęli do mnie rękę. Ja skorzystałem na tej przeprowadzce pod każdym względem. MKS też raczej nie żałuje tej decyzji.
Co uważasz za swoją najmocniejszą stronę piłkarską, a nad czym wciąż jeszcze pracujesz?
Trudno wymienić jedną najmocniejszą. Zawsze bazowałem na technice i wytrzymałości. Podobno nieźle gram też głową. Nie ma jakiegoś jednego elementu, nad którym bym specjalnie pracował. U trenera Grzywny zrobiłem duży postęp w każdym aspekcie i mam nadzieję, że tak będzie nadal.
W Skrze Konstancin byłeś przez jakiś czas grającym trenerem. Jak wspominasz ten okres i czego się wtedy nauczyłeś?
To kolejny okres wspominany przeze mnie z dużym sentymentem. Przejąłem drużynę po rundzie jesiennej, w której zdobyliśmy tylko osiem punktów w czwartej lidze i spadek był pewny. Graliśmy bez presji w rundzie wiosennej i z dużo słabszą kadrą udało nam się zdobyć 14 punktów. Nie mieliśmy wielu zawodników z umiejętnościami i doświadczeniem na czwartą ligę, ale dzięki zaangażowaniu i odpowiedniej taktyce dobieranej do każdego przeciwnika pozostawiliśmy po sobie bardzo dobre wrażenie, walcząc jak równy z równym nawet z najlepszymi drużynami. Ze względu na zaangażowanie w treningi obniżyłem trochę loty jako zawodnik i po sezonie dostałem propozycję pozostania wyłącznie jako trener, ale byłem za młody, żeby zrezygnować z grania w piłkę i przygoda z prowadzeniem seniorów się zakończyła.
W pierwszym zespole Piaseczna nie grałeś w poprzedniej rundzie zbyt wiele. Byłeś jednak bardzo cennym wsparciem dla zespołu występującego w A klasie. Jak podchodzisz do gry w drugim zespole?
Rundę zacząłem w pierwszym składzie, ale po raz kolejny przytrafiła mi się pechowa kontuzja. W drugiej drużynie zagrałem chyba tylko trzy mecze. Na boisku zawsze daję z siebie sto procent – nieważne czy to pierwsza, czy druga drużyna.
Jak oceniasz obecną atmosferę w zespole Piaseczna i jakie macie cele na rundę wiosenną?
Atmosfera jest cały czas dobra, mamy ludzi którzy potrafią o to zadbać. Głównym celem jest spokojne utrzymanie.
Oprócz gry na boisku prowadzisz również zajęcia w piłkarskim przedszkolu MKS Piaseczno. Na czym one polegają?
Są to zajęcia ogólnorozwojowe z elementami piłki nożnej, w których uczestniczą najmłodsi adepci piłki nożnej. Jako klub chcemy zaszczepić w naszych podopiecznych radość z grania w piłkę.
Czy swoją karierę piłkarską chciałbyś zakończyć w Piasecznie, czy myślisz jeszcze np. o powrocie do Konstancina?
Konstancin to temat zamknięty, bardzo dobrze czuje się w Piasecznie i będę tu grał dopóki będę dawał drużynie tyle, ile się ode mnie oczekuje i tyle, ile sam oczekuję od siebie.
Grzegorz Tylec