GÓRA KALWARIA O tym tragicznym wypadku rok temu było bardzo głośno. Mariusz Podgórzak stracił w nim rękę i obie nogi. Ocalił życie i teraz z pomocą rodziny rozpoczyna walkę o usamodzielnienie
Niedziela 28 sierpnia minionego roku. Wracając od wujka Mariusz mija na motocyklu rondo w Górze Kalwarii i jedzie drogą krajową w kierunku Grójca. W pewnej chwili, z lewej strony, z ul. 11 listopada wyjeżdża honda. Dochodzi do zderzenia. Miejsce wypadku wygląda makabrycznie. Mariusz ma urwaną prawą rękę, zmiażdżoną lewą stronę ciała i broczy krwią. Na pomoc chłopakowi rzuca się przypadkowo znajdujący się na miejscu ksiądz. Pogotowie helikopterem przewozi młodego mieszkańca pobliskiego Aleksandrowa do stołecznego szpitala na Szaserów. Operacja trwa wiele godzin. Lekarze dają Mariuszowi 1 procent szans na przeżycie. Po kilku dniach, żeby go ratować, medycy muszą mu amputować obie nogi powyżej kolan, ponieważ wdała się w nie martwica. – To było dla nas coś strasznego. Nie rozumieliśmy, jak młodego człowieka mógł tak mocno doświadczyć los – załamuje ręce Magdalena Podgórzak-Nojek, siostra chłopaka. – Później pojawił się problem z lewą ręką. To już nas dobiło do końca. Na szczęście lekarzom udało się ją uratować.
Podziwiają, że daje tyle z siebie
– Marzę, by znów chodzić. Żebym mógł radzić sobie bez pomocy innych ludzi – mówi Mariusz patrząc prosto w oczy. Odwiedziliśmy go w konstancińskim Stocerze. Od początku września przebywa na oddziale rehabilitacyjnym. Uczy się chodzić na tymczasowych, szpitalnych protezach (może ich używać tylko przez pół roku) i wzmacnia mięśnie odpowiedzialne za chód. Spotyka się również z psychologiem i psychiatrą, przyjmuje leki antydepresyjne. – Rozmawiamy o trudnych sprawach, myślę o tym wszystkim, co mnie spotkało: stało się, teraz trzeba coś z tym zrobić. Ludzie w Stocerze dają mi dużo energii do walki. Mówią: ale cię podziwiamy, że dajesz tyle z siebie, że chcesz chodzić – opowiada 22-latek.
– Pierwszy raz od ponad roku widziałam Mariusza tak szczęśliwego w dniu, kiedy założono mu protezy i przy pomocy protetyków zrobił swój pierwszy od wypadku krok – mówi Magdalena Podgórzak-Nojek.
Za około dwa tygodnie Mariusz wróci do domu, który tylko w niewielkim stopniu jest przystosowany dla osoby niepełnosprawnej. Tam jest uwięziony na pierwszym piętrze. Każde wyjście z domu, każdy wyjazd na badania czy konsultacje lub spacer, wymaga pomocy dwóch osób dorosłych do znoszenia wózka. Rodzina pomaga mu nie tylko przy jedzeniu, ale także przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych, czy myciu.
– Dzięki pomocy dobrych ludzi przystosowaliśmy mój dawny pokój do potrzeb Mariusza – tłumaczy pani Magdalena. W niedzielę Caritas parafii w Sobikowie zbierało datki na dostosowanie łazienki do potrzeb chłopaka.
Założyły fundację, by pomóc bratu
Mariusz Podgórzak ukończył szkołę samochodową w „Budowlance” w Górze Kalwarii. Od dziecka interesował się motoryzacją. Przed wypadkiem przez 9 miesięcy pracował jako kierowca. – Okazało się, że to za krótko, żeby dostać rentę – mówi Ewelina Podgórzak, druga z sióstr 22-latka. Dlatego rodzina pisze do ubezpieczyciela kierowcy, który zajechał drogę chłopakowi, o zrozumienie i wypłatę odszkodowania. Towarzystwo asekuracyjne jednak czeka na rozstrzygnięcie sprawy sądowej dotyczącej wypadku, w której Mariusz jest uznany za poszkodowanego. Jest jedno „ale” – chłopak nie miał uprawnień do kierowania motocyklem.
Siostry Mariusza nie mogąc pozostać obojętne na los brata, zdecydowały się założyć Fundację Nowa Nadzieja. Rozpoczynają zbiórkę funduszy na zakup protez nóg i ręki (potrzebnej m.in. do uzyskania równowagi przy chodzeniu), w sumie to koszt prawie 900 tys. zł. – Jako rodzina nie jesteśmy w stanie zapewnić mu także dodatkowych zabiegów, które są kluczowe, do tego żeby lewa ręka osiągnęła taki stopień sprawności, aby mógł on tą kończyną obsługiwać przyszłe protezy – mówi Magdalena Podgórzak-Nojek. Kobiety liczą, że dotrą do ludzi dobrej woli i przedsiębiorców, którzy darowiznę na takie cele mogą odliczyć od podatku. Szczegóły na stronie http://fundacja-nowa-nadzieja.mozello.com.
– Teraz pozostaje mieć nadzieję. Nadzieja umiera ostatnia – mówi Mariusz, kiedy żegnamy się z nim w Stocerze.
Piotr Chmielewski