Mieszkanka: Kupiłam nowy dom, grzyba dostałam gratis

11

PIASECZNO Dorota Rokita, która w ubiegłym roku kupiła dom przy ulicy Pylnej w Głoskowie, ma pretensje do dewelopera, że niewłaściwie wykonał izolację, przez co na jednej ze ścian pojawił się jej grzyb. Sprzedawca domu, spółka Pylkow-Pyl odpiera jednak zarzuty. Twierdzi, że problem dotyczy tylko izolacji zewnętrznej, która niedługo zostanie poprawiona, a zawilgocenie ścian wcale nie jest równoznaczne z grzybem


Nasza czytelniczka twierdzi, że jej koszmar rozpoczął się w sierpniu ubiegłego roku, kiedy to kupiła od spółki Pylkow-Pyl pół nowego bliźniaka w Głoskowie.
To miejsce od razu nas skusiło: ładna okolica, blisko szkoły. Niestety, pierwsze rozczarowanie przyszło już po 1,5 miesiąca od przeprowadzki, kiedy to na jednej ze ścian rozkwitł gigantyczny grzyb – opowiada Dorota Rokita. – Niezwłocznie poinformowałam o tym ubezpieczyciela, który po oględzinach ocenił, że wynika to z zaniedbań dewelopera. Dodał, że ubezpieczyciel nie odpowiada za przenikanie wód gruntowych do budynku, chyba że jest ono wynikiem powodzi. Uznał też, że w wyniku błędnie wykonanej izolacji poziomej i braku izolacji pionowej wysoki stan wód gruntowych doprowadził do zawilgocenia oraz zagrzybienia ścian wewnątrz domu – dodaje nasza czytelniczka.

Nie wiadomo, co zrobić z wodą

Nabywcy domu zamalowali niszczejącą ścianę, nie mają jednak wątpliwości, że to nie koniec ich problemów.
Ten grzyb będzie wychodził, bo główny problem w postaci wadliwej izolacji nie został zlikwidowany – uważa pani Dorota. W spotkaniu, na które zaprosili nas mieszkańcy Pylnej, wzięły udział także przedstawicielki dwóch innych rodzin, które kupiły dom od tej samej spółki. Obydwie zgłaszały uwagi dotyczące odstępstw od projektu budowlanego i problemy z zawilgoconymi ścianami.
– Deweloper nie chce udostępnić nam kompletnej dokumentacji budynku i dziennika budowy – twierdzą. – A jego stan faktyczny jest niezgodny z opisem. W projekcie istnieje instalacja odgromowa, która nie została wykonana. Zamiast płyty fundamentowej, inwestor zrobił ławę, wątpliwości budzi również wykończenie dachu i brak nawietrzników w oknach.
Mieszkańcy czterech lokali zlecili wykonanie niezależnej ekspertyzy, która miała wyjaśnić przyczyny podsiąkania ścian we wszystkich domach. Wykazała ona m.in. brak połączenia izolacji pionowej ścian z izolacją podposadzkową, duże (nawet 12-procentowe) zawilgocenie ścian parteru nad izolacją poziomą czy zastosowanie niezgodnego z projektem izolatora w postaci folii pvc zamiast papy. Ekspert zwrócił też uwagę na fakt, że niezaizolowana ściana fundamentowa przenosi wilgoć na posadzkę.
Prosiliśmy dewelopera o naprawienie wad ukrytych w naszym domu, zrobienie odpowiedniej izolacji wewnętrznej – na przykład przez iniekcję – oraz odwodnienia pod fundamentem, ale ta firma nie poczuwa się do reklamacji – załamuje ręce pani Dorota. – W końcu sami zrobiliśmy prowizoryczny drenaż, aby grzyb się nie rozwijał. W akcie desperacji wywiesiłam na domu baner, opisujący jego stan faktyczny. Efekt jest taki, że teraz deweloper oskarża mnie o naruszenie jego dóbr osobistych…

Co na to sprzedawca domu?

Po pierwsze nie jesteśmy żadnym deweloperem, tylko inwestorem sprzedającym gotowe budynki mieszkalne – zaznacza Dariusz Kołat, reprezentujący spółkę Pylkow-Pyl.
Kupujący lokal mieli w tym wypadku dużo czasu na zapoznanie się z jego stanem. Zawilgocenie ścian, zapocenie tynku czy kapilarne namakanie ścian często jest błędnie nazywane grzybem. To, co mówi ta pani, jest nieuprawnione. Zagrzybienie musi być stwierdzone przez eksperta mykologa, a my do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej ekspertyzy mykologicznej – dodaje. Dorota Rokita nie zgadza się z tą interpretacją. Twierdzi, że obecność grzyba potwierdziło trzech niezależnych ekspertów, w tym dwóch z firmy ubezpieczeniowej.
– Prawda jest taka, że te domy zostały pobudowane na podmokłym, gliniastym terenie, a deweloper nie zadbał o jego odwodnienie i odprowadzenie wód opadowych. Teraz wybudował wprawdzie w drodze kolektor. Jednak, kto chce z niego korzystać, musi dodatkowo zapłacić – dodaje.
Deweloper przyznaje, że powodem zawilgocenia niektórych lokali mogło być niewłaściwe odprowadzenie wód opadowych, za co – jak twierdzi – odpowiadają nabywcy lokali.
– Woda lała się przy fundamencie, wprost do gruntu – mówi Dariusz Kołat. – Gdyby była odprowadzana dalej, nie byłoby żadnych problemów. Co do izolacji, to pozioma została wykonana dobrze, potem dodatkowo ją jeszcze wzmocniliśmy i uszczelniliśmy. Właściwie została też zrobiona izolacja pionowa. Do końca czerwca pokryjemy jeszcze fundamenty warstwą bitumiczną. Zarzuty dotyczące odgromu i nawiewników są nieprawdziwe. Budynki zgodnie z projektem posadowione są na ławie fundamentowej, a sformułowanie płyta fundamentowa pojawiło się jedynie w standardzie wykończenia i jest omyłką pisarską sekretarki.

Tomasz Wojciuk

11 KOMENTARZE

  1. Wyrazy współczucia, odpowiedź dewelopera jasno pokazuje jego mentalność biznesową, niestety w naszym systemie prawnym wyegzekwowanie swoich racji będzie trudne. Mogę tylko podpowiedzieć, że media nie załatwią sprawy będzie trochę szumu i tyle, jedyna szansa to dobry prawnik (nie żadne porady prawne za 200 czy 500 pln lub psudo porady rzecznika praw konsumenta w urzędzie, nie gwarancja dewelopera na budynek, tylko rękojmia i odstąpienie od umowy, powodzenia.

  2. Ta sama sytuacja była pod Ozarowem Maz. Teren gliniasty, brak odwodnienia, do kompletu wszyscy powiększyli parkingi z kostki i woda nie ma gdzie wsiąkać. Ja byłem świadomy że deszczówka ma być odprowadzana we własnym zakresie i wybudowałem zbiornik podziemny na wodę 10m3, ale sąsiedzi chyba nieświadomi sytuacji nie zrobili nic. Liczyli że będą wylewać całą wodę na drogę wewnętrzną co jest zabronione. Nie zmienia to faktu że jak przyszła ulewa w tamtym roku to i tak wyszła częściowo wilgoć na ścianach. Deweloper na szczęście naprawił izolację a niektórzy dokładali dodatkowe warstwy bitumiczne.
    Generalnie wygląda to tak: izolacja pionowa: odkop calych fundamentów, zerwanie styropianu, położenie 3 warstw bitumicznych, nowy styropian, siatka z wypustkami. Może to pomoc całkowicie, ale jak jest mocna wilgoć to pozostaje iniekcja ścian aby wysuszyć i wykonać warstwę izolacji poziomej.

  3. tak to jest jak deweloperzy budują domy na łąkach a głupi ludzie widzą tylko to co chcą zobaczyć bo tanio bo i grunt kupił tanio bo zwykły kowalski jego nie chciał kupić za grosze widząc co to za tereny

    • Nie głupi ludzie, bo kupując nowe mieszkania oczekujemy wykonania zgodnie z wszelkimi procedurami budowlanymi. i jest to nie istotne czy to górka na Mokotowie czy bagno w Pcimciu, wszędzie można budować dobrze jak i źle.Nie każdy chce mieszkać w centrum. Także bez obrażania kogoś kto kupił taniej. Tylko mamy takie prawo które chroni dewelopera zamiast zwykłego Kowalskiego..

  4. Za tym osiedlem w odległości 100m jest bagno. Woda po kostki i nie można przejść. Powód jest prosty a mianowicie przerwane dreny melioracyjne. Nie tylko mieszkańcy tego osiedla mają problem lub będą go mieć w przyszłości ale też sąsiedzi. Deweloper musi zarobić pewną kasę i takie pozwy prawdopodobnie go nie stresują. Jak będzie taka konieczność to firme zamknie i sprawa będzie się toczyć latami.

  5. Z drugiej strony czy wieszanie takich bannerów jest etyczne i zgodne z prawem ?
    Zdaje się ,że tam są jeszcze jakieś domy do sprzedania. Czy to nie trochę taka forma szantażu ,żeby wymusić na deweloperze określone działania? Zdaje się ,że ten banner został już zdjęty. Często też jacyś rzeczoznawcy potrafią wycenić takie szkody np. na połowę ceny zakupu domu i potem coraz częściej kupujący nie chce naprawy tylko zwrot np. połowy ceny zakupu. Rzeczoznawcy wypisują co chcą i nikt ich potem nie rozlicza , gdy rzeczywista szkoda z wyceny biegłego sądowego stanowi 10-20% tej pierwszej wyceny. Inaczej np. wywiesza baner lub podchodzi i wręcz zagaduje ludzi oglądających w pobliżu domy na sprzedaż i odradza przeważnie skutecznie. Od orzekania o winie są chyba sądy a nie samosądy. Nie znam tego opisanego powyżej przypadku . To co napisałam wynika z obserwacji w innym miejscu.

  6. Kolego Obywatel pełna zgoda
    Tam za czasów tzw „złego PRL-u” położony został drenaż osuszający pola uprawne bo bagno było takie, że się Ursusy zakopywały
    Deweloper kopiąc fundamenty przerwał drenaż zamiast robić bajpasa i woda z pól regularnie podlewa fundamenty
    Drenaż kładli na 130-150 cm( kopiąc fundamenty na bank się je naruszy), a rurki tzw. zbierające mają nawet po 200mm więc po każdym deszczu idzie duża porcja wody.
    Deweloper sprzedał, klient wpakował się w kredyt na 30-40 lat i mamy kichę.
    Inna sprawa jest taka że jak ktoś kupuje domek z rowem wypełnionym po brzegi wodą w odległości 2m (zdj) od ściany to musi liczyć się z „pewnymi niegodnościami” ale cóż, promocja pewnie była…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię