GÓRA KALWARIA W zeszły weekend w murach czerskiego zamku spotkali się miłośnicy XVII wieku. Było bardzo głośno od huku armat i wystrzałów muszkietów
Piknik historyczny „Szwedzi w Czersku” rozpoczął się od widowiskowej bitwy rekonstruktorów przebranych za zamorskich najeźdźców oraz polską załogę zamku. Podczas odtwarzania zdarzeń z 1656 roku „trup” słał się gęsto. W końcu Szwedzi wyparli Polaków. Jednak nie na długo, bo jeszcze podczas tej samej imprezy „zamek został odbity”, ale na odchodnym obce wojsko „wysadziło” (w tym przypadku użyto fajerwerków) mury warowni.
– Wiek XVII był bardzo ciekawym okresem w historii, bardzo burzliwym ze względu na nieustanne konflikty zbrojne – tłumaczy Michał Drzewiecki z bractwa rycerskiego Smocza Kompania, które razem z kalwaryjskim Ośrodkiem Kultury zorganizowało wydarzenie. – Potop szwedzki, który wówczas spustoszył ziemie polskie można porównać tylko z II wojną światową – uświadamia.
Polewka piwna na dzień dobry
Podczas pikniku nie brakowało inscenizacji batalistycznych, to one przyciągały najwięcej widzów.
– Polskie wojsko było wtedy bardzo unikatowe na skalę europejską, ponieważ łączyło w sobie wschodnie i zachodnie elementy uzbrojenia – mówi Drzewiecki i przyznaje, że „rekonstrukcja wciąga jak narkotyk”. Choć sobotnio-niedzielne pojedynki w Czersku często wyglądały bardzo serio, rekonstruktorzy władali tępymi szablami, aby nie zrobić sobie nawzajem krzywdy. – Nasze pojedynki są tak samo urazowe jak każdy kontaktowy sport, gra w kosza, czy piłkę nożną – tłumaczy członek Smoczej Kompanii.
Ciekawscy mogli zajrzeć do obozu wojskowego, w którym gotowano i jedzono, jak przed przeszło 300 laty.
– Na dzień dobry była polewka piwna. Zupa z chlebem i białym serem na bazie piwa – prezentuje obozowe menu Grzegorz Opiński z Zamojskiego Bractwa Rycerskiego, które powstało, aby co roku odtwarzać oblężenie Zamościa. Na sąsiednim ognisku piekł się najpierw zając, a potem gęś z jabłkami obok garnka z gotującym się gulaszem zwanym sałamachą.
– Do garnka wrzucało się to, co było: kaszę, zioła, kapustę i mięso. W XVII wieku jadano dużo roślin strączkowych: groch, fasolę, bób, żeby uzupełnić niedobór białka – mówi Jan Ledwoń z Pocztu Mikołaja Bieganowskiego z Wodzisławia Śląskiego.
W obozowisku można było się natknąć także na pół-Hindusa, pół-Polaka Sri Paczi Ji Sangi uzbrojonego w nóż ze stali damasceńskiej. Z turbanem na głowie przekonywał, że jest podróżnikiem znającym różne języki. – W XVII wieku w Indiach obowiązywał taki sam strój jak i kilkaset lat wcześniej – objaśniał.
Piórko zamiast pagonów
Tego samego nie dałoby się powiedzieć o szatach noszonych w tym okresie w Europie. Mateusz Haberek, student z Lublina, stawił się w Czersku w stroju i z uzbrojeniem „piechura autoramentu cudzoziemskiego wojsk Rzeczpospolitej.”
– Jestem ubrany jak żołnierz zaciężny, niemiecki. W XVII wieku w armii polskiej, ale i szwedzkiej było bardzo dużo Niemców. Walczyli za pieniądze. W armii szwedzkiej na 30 tysięcy wojska, dwie trzecie to byli Szkoci, Anglicy, Finowie, Niemcy, Francuzi i Hiszpanie – opowiada.
Wraz z kolegami z Cywilbande Regiment lublinianin wyjeżdża do Włoch i Holandii, gdzie rekonstruowane są wielkie, siedemnastowieczne bitwy. W sobotę pokazywał widzom jak strzela się z długiego, zapalanego lontem muszkietu. Kapelusz przyozdobił sobie efektownym piórem. – Taki zawadiacki element był wówczas oznaką stopnia oficerskiego – objaśniał.
Tradycyjnie wśród murów zamku nie brakowało podczas pikniku muzyki dawnej, kramów rzemieślniczych i uciech dla podniebienia. Szwedzi jak bumerang wrócą do Czerska za rok.
Piotr Chmielewski