Półkolonie organizowane przez Stowarzyszenie Dobra Wola mają już 15 lat. Zaczynali skromnie. Dziś pomagają wielu rodzicom i niepełnosprawnym dzieciom. Stawiają na dynamikę i ruch. Mają dobrą wolę, by działać
– Mamy makaron? – Do jedzenia? – Nie! Na naszyjniki! – woła Paula i wyciąga pęk różnobarwnych korali i bransoletek, które wspólnie zakładamy na szyję i nadgarstki. Półkoloniom Dobrej Woli daleko do znanych nam wszystkim spotkań, gdzie królują wyłącznie zajęcia plastyczne i muzykoterapia. Dzieciaki regularnie spacerują, pływają kajakami, latają balonem, żeglują, opiekują się farmą, pełnią funkcję strażaków. Są ci, którzy tańczą breakdance’a i ćwiczą na siłowni oraz ci, którzy śpiewają i robią biżuterię. Sporo osób im pomaga, ale i one pomagają innym. Dzięki nim wielu strażaków i ratowników pierwszej pomocy mogło nauczyć się, jak ratować osoby niepełnosprawne, które w sytuacjach zagrożenia wymagają zupełnie innego podejścia. To oni w końcu co roku zmieniają losy Bitwy pod Grunwaldem, siadając z Ulrichem von Jungingenem i Jagiełło przy jednym ognisku.
Anioły Dobrej Woli
Dzieciaki tworzą zgraną i społecznie zaangażowaną grupę. Wiedzą, kiedy sobie pomóc, zareagować na nietypowe zachowanie, wspomóc kolegów przy prostych czynnościach. Większość zna się od lat. Są otwarci na świat, pragną rozmowy i bliskości. Ich świat jest światem wrażeń, a nie faktów. Rzeczywistość widzą, smakują, dotykają, wąchają. Anioły Dobrej Woli to grupa około pięćdziesięciorga dzieci z różnym stopniem upośledzenia i narodowością. Wymagają różnorodnego podejścia zarówno emocjonalnego, jak i poznawczego. Ich stan zdrowia nie zawsze pozwala na regularne uczestnictwo w kolonii. Nikt ich tu nie dostosowuje do świata tzw. „normalności”. Potrafią sami zorganizować sobie czas między spacerem a wspólnymi zabawami na sali gimnastycznej.
– Ruch to ich żywioł. Sami spontanicznie planują sobie czas
– uśmiecha się jeden z wychowawców, Norbert, który zainicjował poranne rozgrzewki. Razem z nim działają również rodzice, dobrowolni uczestnicy, jak i dzieci, które zamiast wakacji wybrały wolontariat. Zapotrzebowanie jest jednak większe. – Wciąż brakuje osób, które mogłyby nam pomóc. Nie wszystkie dzieci są sprawne ruchowo. Mamy troje podopiecznych na wózku – dodaje. Takich zaangażowanych grup nie ma jednak wiele.
Miłość receptą na niepełnosprawność
Dziecko niepełnosprawne to nie schemat, nie PESEL, a tym bardziej nie kwestia statystyki. Dziecko niepełnosprawne nie rozumie swojej niepełnosprawności. Dziecko niepełnosprawne w końcu nie potrzebuje uleczenia. Nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni Jacek Zalewski, prezes stowarzyszenia, powtarza jak mantrę, że skoro nie można dziecka wyleczyć, należy sprawić, by było szczęśliwe.
– Receptą na niepełnosprawność jest miłość. Dzieci nie wyleczymy. Dzieci możemy jedynie uszczęśliwić. To nasze zadanie – podkreśla. – Z pomocą musimy przede wszystkim dotrzeć do siebie samych. Trzeba wzmocnić rodzinę. Należy zapomnieć o chorobie dziecka, skupić się na tym, jak my możemy z tym żyć.
Półkolonie powstały właśnie z myślą o rodzicach. Szkoły nie prowadziły żadnych cyklów zajęciowych po zakończeniu roku szkolnego. Na półkoloniach zyskują wszyscy.
– Dzieciaki nie chcą wracać do szkoły we wrześniu – śmieje się Jacek Zalewski. Sam jest ojcem niepełnosprawnego Kuby. – Zajmowałem wysokie stanowisko w dużej korporacji. Miałem wszystko. Z dnia na dzień musiałem ułożyć sobie życie na nowo – opowiada. – Niejednokrotnie zadawałem sobie pytanie: dlaczego ja? Po jakimś czasie zrozumiałem, że Kuba jest moim zadaniem, wobec którego muszę się wywiązać. Jeśli mi się nie uda, będę z tego kiedyś rozliczony.
Antyrehabilitacja
Mimo rosnącej społecznej świadomości niepełnosprawność wciąż jest zjawiskiem niezrozumianym, choć można mówić o postępach.
– Lokalne ośrodki pomocy społecznej nie spełniają swojej funkcji. Rodzice sami sobie przekazują informacje. Wsparcie jest małe – wyjaśnia Grzegorz, tata niepełnosprawnych bliźniaków. Wiele dzieci niepełnosprawnych może wyłącznie liczyć na udział w turnusach rehabilitacyjnych. O tym, że nie są one żadnym rozwiązaniem, stanowczo mówi prezes Dobrej Woli. – Ja uprawiam antyrehabilitację – twierdzi Jacek Zalewski. – Daję dzieciakom żyć tak, jak czują. Nikogo nie naprawiam. Te dzieci to takie małe anioły, które nas sprawdzają. Dla mnie to normalność. Nazwa stowarzyszenia nie jest przypadkowa. Dobra wola to przecież warunek, by człowiek był godny szczęścia.
Półkolonie Stowarzyszenia Dobra Wola trwają około 4 tygodni. Dzieciaki spotykają się od poniedziałku do piątku w szkole w Mrokowie w godz. 8 – 16. W planach bliskie i dalekie wycieczki krajoznawcze i zajęcia ruchowe. Wycieczka do Sejmu, Dzień Kolonisty, żagle, kajaki na Górkach Szymona to tylko niektóre atrakcje.
Natalia Brzozowska