PIASECZNO Piaseczyński przedsiębiorca, który z kompanem skatował i porzucił w lesie pod Grójcem byłego pracownika, spędzi w więzieniu 15 lat i zapłaci ofierze 300 tys. zł
We wrześniu 2013 roku ta makabryczna historia wstrząsnęła całym krajem. Wczoraj Sąd Najwyższy oddalił kasację, którą wniósł obrońca Szymona F., właściciela firmy remontowo-budowlanej z Piaseczna, co ostatecznie kończy postępowanie przed sądami w tej sprawie.
Dominik B., wówczas 23-letni pokrzywdzony mieszkaniec Katowic, pięć lat temu przyjechał do stolicy w poszukiwaniu dorywczej pracy. Udało mu się znaleźć ją „na czarno” u 29-letniego Szymona F., którego firma jako podwykonawca remontowała akurat szkołę na Mokotowie. Po pewnym czasie B. znalazł inne zatrudnienie i wysyłając SMS powiadomił o tym F., prosząc jednocześnie o wypłatę zaległego wynagrodzenia – 1400 zł. Były pracodawca zwodził go, dlatego Dominik B. w końcu napisał do niego, że jeśli nie otrzyma pieniędzy, złoży doniesienie do Państwowej Inspekcji Pracy o zatrudnianiu ludzi bez żadnej umowy w piaseczyńskiej firmie.
Groźba rozsierdziła Szymona F. Odpisał byłemu pracownikowi, aby spotkali się w umówionym miejscu, obok dworca PKP w Piasecznie, wtedy przekaże mu zaległą wypłatę. W samochodzie, którym Szymon F. przyjechał na miejsce, siedział jeszcze 21-letni Mateusz R. Pokrzywdzony znał go, wiedział, że bywał agresywny. Panowie poprosili Dominika B. o to, żeby wsiadł do auta, mieli podjechać tylko do znajomego mechanika. To był początek koszmaru mężczyzny.
W głębi lasu w Podolu koło Grójca mężczyźni kazali 23-latkowi kopać grób, a potem zadano mu kilka ciosów tasakiem w głowę, kark i ręce niemalże odcinając palce. Gdy Dominik B. udał, że jest martwy, byli współpracownicy przysypali go piachem oraz gałęziami i pozostawili w lesie. Ranny resztkami sił dotarł do szosy krajowej nr 7, gdzie przypadkowi kierowcy udzielili mu pomocy. W następnych tygodniach mężczyzna przeszedł skomplikowane operacje.
Kiedy w lipcu 2014 roku w Radomiu ruszył proces, Szymon F. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów (i konsekwentnie nie przyznawał się do końca procesu), a w trakcie śledztwa obciążył zeznaniami Mateusza R. Ten z kolei przyznał się do winy i przeprosił pokrzywdzonego. Oświadczył też, że działał wspólnie z Szymonem F., który zaplanował zemstę i kazał mu zadać pokrzywdzonemu ciosy przygotowanym wcześniej tasakiem.
Prokurator zażądał dla oskarżonych po 25 lat więzienia. Pierwszy wyrok za usiłowanie zabójstwa brzmiał: 12 lat pozbawienia wolności dla przedsiębiorcy i 10 lat więzienia dla jego współpracownika. Lubelski Sąd Apelacyjny podwyższył wyrok dla Szymona F. do 15 lat, a Mateusza R. – 13 lat. Zasądził też po 300 tys. zł zadośćuczynienia od każdego z mężczyzn dla Dominika B.