PIASECZNO Litwin, nazywany przez znajomych Polaków Waldkiem, przybył do Piaseczna w 1994 roku. Przez ostatnie lata był bezdomny i często koczował w okolicach parku miejskiego. Tam spotkał go Krzysztof Włodarczyk, który pomógł mu wrócić do rodzinnego kraju
– Kilkanaście lat temu uratowałem życie bezdomnemu Bułgarowi, który omal nie spłonął w kanałach pod wiaduktem kolejowym – mówi pan Krzysztof. – Teraz los sprawił, że podczas spaceru po parku natknąłem się na Waldka…
Obydwaj mężczyźni znali się już wcześniej. W latach 90. Litwin, który miał wówczas 36 lat, przyjechał w poszukiwaniu lepszego życia do Piaseczna. Był już wówczas po rozwodzie, ale chciał rozpocząć wszystko na nowo.
– To był wykształcony, bardzo bystry mężczyzna. Z tego co wiem, skończył na Litwie studia prawnicze – mówi Krzysztof Włodarczyk. – Pomagał mi w sklepie, a później imał się również innych zajęć. Wiem, że zajmował się m.in. wykończeniówką. Znalazł sobie w końcu partnerkę i zaczął planować przyszłość.
Po kilku latach drogi Polaka i Litwina się rozeszły. Teraz jednak spotkali się ponownie.
– Jakiś czas temu zobaczyłem Waldka śpiącego w parku, od razu go poznałem – wspomina pan Krzysztof. – Niestety, życie mu się nie ułożyło. Wpadł w alkoholizm, od lat mieszkał na ulicy. Był brudny, pobity, bo od dawna dokuczali mu miejscowi chuligani, i głodny. Koczował w parku, bo ludzie przynosili mu tam jeść. Jak zapytałem, czy chce wrócić na Litwę, odpowiedział że tak. Postanowiłem mu pomóc.
Pan Krzysztof, z pomocą znanego piaseczyńskiego jubilera, postanowił doprowadzić bezdomnego do porządku. Umył go, ogolił, nakarmił, kupił mu nowe ubrania.
– Zarezerwowałem mu też bilet do Kowna i dałem na drogę trochę pieniędzy. Potem razem z żoną odwieźliśmy go na dworzec – opowiada. Następnego dnia Waldek był już w rodzinnym domu na Litwie. Okazało się, że jego rodzice wciąż żyją. Bardzo ucieszyli się na widok syna, którego nie widzieli od kilkudziesięciu lat.
– Zadzwonił do mnie z domu, dziękując że go uratowałem – dodaje mieszkaniec Piaseczna. – Warto czasami komuś pomóc, tym bardziej, że często niewiele to kosztuje.
TW
Zawsze uwazałem, że ab pomagać innym, wystarczy się dokładnie rozejrzeć w koło siebie, a nie wysyłać pieniądze na Afryke czy dawać jakiejś Ochojskiej lub jej podobnym darmozjadom. Proponuję przeczytać znakomitą książkę pt. ,,Karawana Kryzysu,, która to świetnie opisu swiat organizacji ,,humanitarnych,,
P.S.
Warto też dowiedzieć się jak skonczyła się akcja ochońskiej kopania studni w Sudanie (i jak przyczyniła się do wycięcia maczetami csłej wioski…)
Rozmawiałam z tym Panem w parku i usłyszałam od niego inną historię o jego życiu niż ta jaka jest tutaj opisana. Miał atak padaczki, więc podeszłam by mu pomóc, a on powiedział, że pomoc jakiej potrzebuje to „setka”… Powiedziałam, że mogę mu pomóc w inny sposób m.in. mogę dać mu jeść i pić, ale on stwierdził, że ma dużo jedzenia i nawet mnie może poczęstować i po setce zrobi mu się lepiej. Powiedział mi m.in., że przyjechał tu przed epidemią koronawirusa na pogrzeb jakiegoś kolegi, a później ze względu na zamknięcie granic nie mógł wrócić i zaczął pić i mu się pieniądze skończyły. Powiedział również, że ma dzieci i że kupił im mieszkania, a te dzieci niewiadomo dlaczego nie mają z nim kontaktu. Powiedział, że ma tutaj jakiegoś znajomego, którego poprosi i kupi mu bilet za około 20 euro i, że wróci niedługo do domu. Poza tym opowiadał jeszcze innych kilka rzeczy.