PIASECZNO W wielu miejscowościach powiatu piaseczyńskiego mieszkańcy narzekają na uprzykrzające im życie dziki. Zwierzęta ryją przydomowe trawniki, wyjadają kompostowniki, a po zmroku chodzą ulicami. Starostwo nie może już ich odławiać, ale i myśliwi mają ograniczone pole manewru…
– Kilka dni temu ogromny odyniec zrył trawnik przed naszym domem – skarży się Maria Grzędzińska, mieszkanka Woli Gołkowskiej. – Mieszkamy tu od 14 lat i nigdy wcześniej czegoś takiego nie było. Boimy się po zmroku wychodzić i jeździć na rowerach. Tych dzików jest tu coraz więcej.
Podobne problemy z dzikami występują też w innych miejscowościach. Mają je zwłaszcza osoby mieszkające w sąsiedztwie lasu. W Bobrowcu (gm. Piaseczno) dziki żerują w rowach melioracyjnych i wyjadają resztki z pól, w Wilczej Górze (gm. Lesznowola) również chodzą po polach, ale często zapuszczają się też między domy, w poszukiwaniu żołędzi, kompostowników i pootwieranych śmietników. Najgorsze jest to, że przestały się już bać ludzi i z reguły nie reagują, ani na krzyki, ani na klaksony samochodów.
Było ich mniej, teraz znów jest więcej
Problem rozrastającej się populacji dzików dotknął mieszkańców powiatu piaseczyńskiego już kilka lat temu. Było to spowodowane łagodnymi zimami i dużą ilością powszechnie dostępnego pokarmu. Niektórzy ludzie byli na tyle nieodpowiedzialni, że… sami dokarmiali dziki. Skutek był taki, że dorosłe osobniki wydawały na świat nawet do czterech miotów rocznie, a małe dziki jak gdyby nigdy nic coraz śmielej zapuszczały się między siedziby ludzkie, budząc tam postrach i siejąc spustoszenie. Widziano je już paradujące głównymi ulicami miast, raz nawet wtargnęły na wesele w Złotokłosie (gm. Piaseczno), budząc osłupienie wśród gości. Sytuację udało się jednak opanować. Kołom łowieckim zwiększono dopuszczalne limity odstrzałów, a starostwo zaczęło zwabiać dziki w pułapki i wywozić je poza teren powiatu.
Nadszedł afrykański pomór świń
Sytuacja zmieniła się w ubiegłym roku, kiedy to dotarł do nas afrykański pomór świń. Starostwo przestało zwabiać dziki w pułapki i wywozić, ponieważ zostało to zabronione z uwagi na rozprzestrzeniający się wirus. Nowe prawo zaczęło dopuszczać natomiast ubój zwierząt w miejscu ich schwytania. Jednak był to oderwany od życia przepis, którego w praktyce chyba nikt nie stosował.
– Nie stworzono procedury na bezpieczne odławianie i uśmiercanie zwierząt w terenie zurbanizowanym – wyjaśnia starosta Wojciech Ołdakowski. – Sam prowadzę gospodarstwo rolne i jestem zwolennikiem ograniczenia populacji dzików, ale od tego powinny był koła łowieckie – dodaje. Tymczasem, jak się okazuje, koła łowieckie również mają ograniczone pole manewru w związku ze zmianami w prawie łowieckim. Jak wyjaśniają myśliwi, w związku z zaostrzeniem przepisów, coraz trudniej jest im polować na te zwierzęta. Poza tym dziki są bardzo inteligentne i szybko opuszczają tereny, na których wywierana jest na nie presja. Paradoksalnie najbezpieczniej czują się w miejscach zurbanizowanych, gdzie myśliwi nie mogą na nie polować.
– Zawsze jesienią aktywność dzików jest większa, bo z pól zaczyna znikać kukurydza, w której się chowają i żerują – wyjaśnia pan Wojciech, członek jednego z lokalnych kół łowieckich. – Dziki szukają wówczas innego źródła pokarmu i terenów, na których mogłyby się schronić. Za kilka tygodni sytuacja powinna się ustabilizować.
Tomasz Wojciuk