GÓRA KALWARIA – Od kilku lat nasz sad jest regularnie atakowany przez szpaki – skarży się pani Elżbieta, mieszkanka wsi Ostrówik. – Stosowane przez nas metody mające je odstraszać nie przynoszą rezultatów
Pani Elżbieta jest właścicielką sadu, w którym rośnie około 100 starych czereśni.
– Normalnie powinniśmy zebrać z nich około 5 ton owoców – mówi. – W tym roku zebraliśmy niewiele ponad 1200 kg. Resztę zjadły szpaki.
Mieszkanka wsi Ostrówik twierdzi, że problemy z atakującymi owoce ptakami występują od lat.
– Mamy tu obszar Natura 2000, więc ptaki mają idealne warunki do życia – dodaje. – Próbowaliśmy stosować odstraszające armatki hukowe, ale szpaki się do nich przyzwyczaiły. Jedynym sposobem, aby ochronić przed nimi czereśnie, jest otoczenie drzew specjalnymi siatkami. Ale ich zakup i montaż to spory koszt. Nie stać nas na taki wydatek. Próbowaliśmy szukać pomocy w gminie, ale tam powiedziano nam, że szpaki są częścią ekosystemu i nic nie da się z nimi zrobić…
Piotr Chmielewski, rzecznik ratusza wyjaśnia, że gmina może szacować straty w rolnictwie czy ogrodnictwie, ale dopiero wtedy, gdy wojewoda wyda rozporządzenie o stanie klęski żywiołowej dla danego obszaru.
– Wówczas powołujemy komisję, która jeździ po gospodarstwach i ocenia rozmiar strat – tłumaczy Piotr Chmielewski. – Odszkodowania przyznaje i wypłaca urząd wojewódzki. Szpaki to ptaki dzikie, wolno żyjące. Gmina nie ma możliwości, aby nad nimi zapanować.
TW
„szpaki są częścią ekosystemu”, wśród roślin też rozróżniamy chwasty, więc może i tu należy wprowadzić pojęcie „ptasi chwast” bo jak tak dalej pójdzie, to kilo czereśni będzie kosztować 200 zeta a my będziemy tylko pamiętać ich smak z dawnych lat.
Nie trzeba żadnych nowych pojęć.Po prostu szkodnik.Nad szczurami i karaluchami nikt się nie rozczula,tylko się je truje.Ze szpakami powinno być tak samo.
Moje też zeżarły, nawet nie było 1 kg. A mojej żonie wiśnie te słodkie, kwaśnych z drugiego drzewa nie tknęły.
Szpaki (i nie tylko, bo także np. kawki) zawsze żarły czereśnie, wiśnie czy winogrona. Ale dopominanie się z tego powodu wsparcia gminy (czyli podatników) to już „wynalazek” naszych czasów.
Zdaje się, że to się nazywa „postawa roszczeniowa”.
Mojemu dziadkowi, wujkowi czy mnie samemu (mam na działce owoce będące obiektem zainteresowania ptactwa, a wiewiórki intensywnie „pracują” nad orzechami) do głowy by nie przyszło, żeby upominać się w gminie o wsparcie. Czy przy opryskiwaniu drzew sadownicy także będą domagać się wsparcia? A przy pieleniu truskawek albo ogórków?
Myślę, że kluczowym jest zdanie: „otoczenie drzew specjalnymi siatkami (…) to spory koszt. Nie stać nas na taki wydatek.” Zamiast zadbać o swój biznes przekarkulować biznesplan i ocenić co się bardziej opłaca (wejść w „spółkę” z ptakami czy zainwestować w rozgraniczenie tej „spółki”), lepiej tylko czerpać zyski a koszty przerzucić na setki/tysiące podatników i wołać „pomóźcie mi”….
Mnie się samochód popsuł to może też powinienem powiedzieć „Pomóżcie mi!!! Przecież zapłaciłem za paliwo, to chyba wystarczy….”
Żenada…..
Wszyscy szukają pomocy jak coś idzie nie tak to do gminy! Ma się biznes to trzeba o niego zadbać nie od dziś jest problem z szpakami stać was na nowe samochody a nie stać na siatkę by zabezpieczyć swoj dochód .
Zaraz zaraz, won od wspólnych pieniędzy. Rolnicy iddzcie po kasę do Dudy. Mi jak stonka zje ziemniaki, rolnicy nie dadzą swoich. Jazda do tego co głosowaliście na niego!
Duda wam da haha.