Trwa pomoc dla Ukrainy. Uciekający przed wojną ludzie opowiadają swoje historie

0

PIASECZNO Już ponad tydzień działa punkt pomocowy przy al. Kalin 30, przez który każdego dnia przewijają się tysiące ludzi. Dla wielu uchodźców jest to miejsce, w którym nie tylko mogą zaopatrzyć się w podstawowe produkty, ale też uzyskać niezbędne informacje. Z kilkoma osobami udało nam się porozmawiać


Hala sportowa przy alei Kalin została podzielona na kilka sekcji. W jednej z nich uchodźcy mogą odbierać wystarczające na trzy dni pakiety wyżywienia. W kolejnej są wystawione ubrania, chemia gospodarcza, rzeczy dla dzieci i niemowląt. W osobnym miejscu zbierane są koce, karimaty, śpiwory, leki, ciepła odzież, materiały opatrunkowe, żywność wojskowa, narzędzia – to wszystko wkrótce trafi na Ukrainę jako pomoc dla walczących żołnierzy. Koordynatorem punktu jest pani Dominika, która spędza tu całe dnie, nie tylko kierując „ruchem”, ale także obserwując ludzkie nastroje i emocje.
W tej chwili najbardziej potrzebujemy żywności – mówi. – Wielu uchodźców mieszka w prywatnych domach, nie wszystkich Polaków jednak stać, aby ich utrzymywać. Prowadzimy statystyki, z których wynika, że z naszego punktu korzysta w tej chwili około 2000 osób, z których większość nie zna polskiego.

Uciekają przed wojną

W hali spotykamy pana Pawła, który, gdy zaczęła się wojna, wyjechał z czwórką nieletnich dzieci z miasta Czerkasy.
– Cały czas wyły syreny, a na przedmieściach toczyły się walki – opowiada. – Po kilku dniach w sklepach zaczęło brakować żywności, a hrywna zaczęła tracić na wartości. Pojawiły się problemy z benzyną, do stacji zaczęły ustawiać się kilometrowe kolejki samochodów.
W ostrzeliwanych ukraińskich miastach większość ludzi siedzi w schronach, często w zimnie i całkowitej ciemności.
Jechaliśmy do Piaseczna 2,5 dnia, ale znam ludzi, którzy byli w podróży nawet 4 dni – mówi nasz rozmówca. – Wiele osób porzuca auta przed granicą z powodu gigantycznych korków lub braku paliwa i dalszą część drogi pokonuje pieszo. Byłem świadkiem, jak kobieta w ciąży zaczęła rodzić na jednym z ukraińskich punktów kontrolnych. Na samej granicy czeka się nawet do 30 godzin. Nic w tym dziwnego skoro w ciągu kilkunastu dni do Polski przedostało się ponad milion osób.
Na miejscu spotkaliśmy także panią Anastazję, Ukrainkę która od 20 lat mieszka w Polsce i która pracuje jako tłumaczka.
Przychodzę tu codziennie, bo chcę być przy moich rodakach, nieść im pomoc i dodawać otuchy – mówi. – Wielu ludzi mi się zwierza, wypłakuje. Oni często się wstydzą, czują się zagubieni. Każdego staram się pocieszyć. Często widzę smutne dzieci, które nie znają polskiego i są przerażone zarówno wojną, ucieczką, jak i nowym miejscem, do którego trafiły. Sama mieszkam z rodziną w Chylicach. Wzięliśmy pod swój dach 10 uchodźców z mojego rodzinnego miasta.

Mężczyźni zostają, by walczyć

Pani Elena uciekała przed wojną z Kijowa.
Jechałam sama pociągiem, bo nikt więcej z mojej rodziny nie zmieścił się do wagonu – mówi. – Skład był koszmarnie przepełniony. Przez pięć godzin siedzieliśmy w zupełnej ciemności z obawy przed ostrzałem. W końcu cali i zdrowi dotarliśmy do Warszawy.
Jeden z naszych rozmówców opowiada, że przyjechał do Piaseczna z cudzymi dziećmi.
– Wciśnięto mi je na granicy
– mówi. – Byłem świadkiem sceny jak 13-letnia córka żegna się z ojcem. Błagała go, żeby jej nie oddawał, ale on odparł tylko, że chce, aby przeżyła. Sam wrócił na Ukrainę walczyć z okupantem.
Jedna z kobiet wybierających ubrania dla swoich małych dzieci bardzo płakała – opowiada pani Anastazja. – Gdy podeszłam, aby ją pocieszyć, powiedziała że boi się o męża, który został w Ukrainie. Jej mąż jest piekarzem, zaopatruje w chleb wojsko i uciekających ludzi. Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie…
Podobnych historii jest znacznie więcej. Niektórzy przyjeżdżają do Piaseczna tylko na chwilę, a potem odjeżdżają do Berlina, Sztokholmu czy innych zachodnich miast. Wiele osób najbardziej potrzebuje informacji, ponieważ zależy im, żeby nie być obciążeniem i jak najszybciej się usamodzielnić.
Ukraińskie dzieci powinny od razu zacząć uczyć się polskiego, w przeciwnym razie będą czuły się wyobcowane – uważa pani Anastazja. – Uważam, że ta woja wyzwoliła w Ukraińcach wiele dobrych cech, jak solidarność. Prawie wszyscy chcą też walczyć z Rosjanami o swój kraj.
Przed wojną mieszkałem w Kijowie – opowiada Walerij, nasz kolejny rozmówca. – Dzień przed wkroczeniem Rosjan przeszedłem operację serca w mieście Chmielnicki. Później przyjechała do mnie żona. Zdecydowaliśmy, że wyjedziemy do Polski. Chcieliśmy zabrać ze sobą moją 87-letnia mamę, ale powiedziała, że nie ruszy się z Kijowa. Stwierdziła, że skoro przeżyła okupację Niemiecką, to Putina też przeżyje.

TW

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię