URSYNÓW Dziś mija 30 lat od katastrofy lotniczej w Lesie Kabackim, w której zginęły 183 osoby. W miejscu tragedii przy pomniku upamiętniającym nazwiska pasażerów i załogi samolotu odprawiona została msza święta z udziałem rodzin ofiar, zarządu dzielnicy Ursynów oraz władz PLL LOT
Przy krzyżu i kamieniu upamiętniającym ofiary katastrofy sprzed 30 lat zgromadzili się ich najbliżsi znajomi i rodziny. Jak co roku na uroczystości nie zabrakło przedstawicieli władz Ursynowa oraz przedstawicieli Polskich Linii Lotniczych.
Ił-62M wystartował z Okęcia w sobotę, 9 maja 1987 roku o godz. 10.17. Na pokładzie znajdowało się 170 pasażerów, w tym 17 z amerykańskimi paszportami i 25 Polaków mieszkających za granicą. Pierwszym pilotem był doświadczony kapitan Zygmunt Pawlaczyk. Samolot miał lecieć do Nowego Jorku. Niestety, już po 23 minutach lotu na wysokości 8 200 metrów (w okolicach Grudziądza) doszło do awarii. W samolocie doszło do zablokowania sterów – bezpośrednią przyczyną była eksplozja wału turbiny. Konstrukcja samolotu (po dwa silniki blisko sąsiadujące ze sobą po obu stronach kadłubu) spowodowała, że zniszczeniu uległ silnik. Fragment turbiny, rozgrzanej do temperatury 500 stopni C utknął w ładowni wypełnionej bagażami. Wybuchł pożar.
Podjęto decyzję, by powrócić na Okęcie, gdyż samolot nie mógł lądować ani na bliżej położonym lotnisku w Modlinie, ani na lotnisku Rębiechowo. Natychmiastowego lądowania samolotu z pełnymi zbiornikami paliwa, ważącego ok. 165 ton nie wytrzymałoby podwozie. Z powodu północnego wiatru zrezygnowano z możliwości lądowania na pasie 11 (kierunek południowo-wschodni), „Tadeusz Kościuszko” miał lądować na pasie 33 (kierunek północno-zachodni). Wydłużenie trasy podejściowej do lądowania zostało spowodowane koniecznością ominięcia gęstej zabudowy. 55 minut po starcie z Okęcia i 33 minuty od pierwszej awarii w czasie podejścia do lądowania, dowódca samolotu kpt. Zygmunt Pawlaczyk stracił resztki sterowności.
Samolot rozbił się kilka kilometrów od lotniska, przy zderzeniu z ziemią doszło do eksplozji paliwa. Wpadając w las z prędkością 480 km/h, Ił-62 rozpadł się na kawałki. Ostatnie słowa jakie padły w kabinie brzmiały: „Cześć! Giniemy!”. Udało się zidentyfikować ciała tylko 100 spośród 180 ofiar katastrofy.