LESZNOWOLA Od połowy lutego w lasach, ale także na łąkach i nieużytkach pojawiły się kleszcze. Stanowią one poważne zagrożenie zwłaszcza dla psów
– W tym roku pierwsze psy z objawami choroby pokleszczowej trafiły do nas już ponad trzy tygodnie temu – mówi Anna Duranowska, weterynarz z Władysławowa. Teraz, w związku z poprawą pogody, kleszczy jeszcze przybyło i wszyscy weterynarze mają pełne ręce roboty. Zdarza się, że z jednego psa zdejmują ich nawet kilkadziesiąt.
Gdy zauważymy, że w skórę naszego psa wczepił się kleszcz, możemy usunąć go sami lub poprosić o pomoc weterynarza. Jeśli zdecydujemy się na pierwszą opcję, należy wziąć pęsetę, delikatnie złapać kleszcza przy samej skórze i energicznym ruchem wykręcić go w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Wyjętego kleszcza można przypalić zapalniczką lub zanurzyć w spirytusie. Jeśli kleszcz pasożytował nie dłużej niż 24 godziny, ryzyko zakażenia jest minimalne. Jeśli jednak nie mamy co do tego pewności, dobrze jest przez kilka dni bacznie obserwować psa. – Pierwszymi objawami babeszjozy są apatia, brak apetytu i posmutnienie – mówi Anna Duranowska. – Pies jest osowiały i nie chce się bawić. Potem zaczyna być coraz słabszy, a jego mocz zabarwia się na herbaciany kolor. Jeśli w porę nie podejmiemy leczenia, pies może umrzeć już po pięciu dniach od zarażenia. W przypadku boleriozy objawy występują najwcześniej po 5-6 dniach. Początkowo są to osłabienie, utrata apetytu, gorączką, a w kolejnym stadium – zapalenia stawów.
TW