PIASECZNO Radek Brzozowski, mieszkaniec Zalesia Górnego, od kilkunastu lat kupuje i remontuje stare samochody, których ma w swojej kolekcji kilkanaście
– Zawsze interesowały mnie samochody, ale nigdy nie chciałem zajmować się nimi zawodowo – mówi Radek Brzozowski. – Bałem się, że proza życia zabije moją pasję. Samochody są dla mnie odskocznią, dzięki nim się relaksuję. Ale jest to też sposób na spędzanie wolnego czasu. Także z rodziną, bo wspólnie jeździmy na różnego rodzaju rajdy i zloty.
Wszystko zaczęło się od ojca
Mieszkaniec Zalesia Górnego przyznaje, że pasją do samochodów zaraził go ojciec, który 20 lat temu dokonał nietypowej zamiany z wujem, oddając mu poloneza za syrenę 104 z 1969 roku. Syrena była w bardzo dobrym stanie i miała zaledwie 15 tys. km przebiegu. Dziś ma 25 tys. i rodzina Brzozowskich często jeździ nią na zloty. Ostatnio odwiedzili praski Cieszyn, i dumny właściciel śmiał się potem, że pierwszy raz była za granicą.
– 10 lat temu zrobiliśmy syrenie remont blacharsko-lakierniczy, przeszła również rekonstrukcję tapicerki siedzeń – mówi Radek Brzozowski. – Przez te wszystkie lata, a auto jest w naszej rodzinie od nowości, syrena tylko raz mnie zawiodła – urwał się jej przegub. Myślę, że osoby, które miały styczność z tym samochodem, wiedzą o czym mówię.
Wartburg, który zagrał w filmie
Innym ciekawym samochodem w kolekcji pana Radka jest wartburg 312/1 de luxe z 1965 roku, który został kupiony w Jeleniej Górze.
– Dokładnie na takim modelu mój ojciec uczył się jeździć – dodaje mieszkaniec Zalesia. Jest to model przejściowy, na czterech sprężynach, który był produkowany zaledwie dwa lata. Auto przeszło gruntowny przegląd mechaniki i układu hamulcowego, został w nim jednak zachowany oryginalny lakier. Jakiś czas temu do Radka Brzozowskiego zgłosił się kolega, konsultant pracujący przy filmie „Ida”. Okazało się, że potrzebują właśnie takiego modelu.
– Byłem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, bo hołduję zasadzie że samochodów i kobiet się nie pożycza. Bałem się oddać wartburga w obce ręce – mówi mieszkaniec Zalesia. – W końcu jednak zgodziłem się i samochód spędził na planie w sumie 30 dni. Generalnie nic mu się nie stało, lekko została uszkodzona tylko kierownica. Podobno Agata Kulesza nie czuła się w nim zbyt pewnie i poprosiła o założenie dodatkowego, prawego lusterka, którego w oryginale nie było. W efekcie, w części scen, mój wartburg występuje z jednym lusterkiem, a w innych – z dwoma. Auto spisało się na tyle dobrze, że w nagrodę zabrałem je potem na premierę „Idy” do Kinoteki. Ale nie dojechaliśmy, bo padła pompa paliwa. Może mojego wartburga zjadła trema…?
Tomasz Wojciuk