Czy powinno się sprzątać po swoim… koniu?

9

LESZNOWOLA – Jeżdżąc rowerem po lesie czy polnych drogach stale muszę lawirować między końskimi odchodami – skarży się pan Andrzej, mieszkaniec Lesznowoli. Mężczyzna dodaje, że charakterystyczne kupy można coraz częściej spotkać także na drogach utwardzonych


– Ostatnio regularnie widuję końskie odchody np. na ulicy Przyleśnej w Wilczej Górze – opowiada nasz czytelnik. – W okolicy jest dużo stadnin, więc często spotyka się ludzi na koniach. Mnie to nie przeszkadza, tyle tylko że takie osoby powinny po swoich zwierzętach sprzątać. Można przecież wziąć na przejażdżkę niewielki worek i miotełkę – proponuje.
Innym rozwiązaniem, często praktykowanym w miejscowościach w których można spotkać konie (np. Zakopane), jest worek na odchody podwiązywany do uprzęży. Worek taki łatwo się mocuje i odpina.
– Taki patent na pewno rozwiązałby problem. Jestem zdania, że koń przemieszczający się po drogach i terenach publicznych powinien podlegać takim samym prawom co zwierzęta domowe, np. psy – podkreśla pan Andrzej. – W regulaminie utrzymania czystości i porządku w gminie znajduje się przecież zapis, że właściciel zwierzęcia powinien zadbać, aby nie było ono uciążliwe dla innych i nie zanieczyszczało terenów przeznaczonych do użytku publicznego.
Można przyjąć, że takim terenem są również drogi, czy to gminne, czy leśne. W tym momencie pojawia się pytanie w jaki sposób zmotywować jeźdźca do sprzątania po swoim koniu.
– Wydaje mi się, że właśnie w tym może być największy problem – dodaje na zakończenie mieszkaniec Lesznowoli.

CZYTAJ TAKŻE:  Mieszkanka: czas na kampanię społeczną „Sprzątaj po swoim koniu”

TW

9 KOMENTARZE

  1. Z wyjątkiem oznakowanych szlaków konnych, jazda konna po lasach jest prawnie zabroniona. Końskie kopyta degradują naturalną nawierzchnię gruntowych dróg, dramatycznie pogarszając warunki poruszania się pieszo i jazdy rowerem. Końskie kupy, w porównaniu z tym, to stosunkowo drobny problem – nie śmierdzą i nie przyklejają się do opony, jak np. psie.

  2. To nikt jeszcze nie wymyślił pieluchomajtek dla koni?
    Podrzucę pomysł Mateuszowi, to zaraz ogłosi, że PKN Orlen do spółki z KGHM-em za pół roku zbudują ogromną fabrykę końskich pieluchomajtek i zasypią nimi cały świat. To będzie polski przemysł narodowy.

  3. Pan Andrzej zaproponował: „Można przecież wziąć na przejażdżkę niewielki worek i miotełkę”.

    Panie Andrzeju, ech, Panie Andrzeju… Zacznę od sprawy technicznej: Koń, jaki jest, każdy widzi – to sentencja autorstwa ks. Benedykta Chmielowskiego autora dawnej encyklopedii. Jeśli by Pan zerknął na konia, wtedy wiedział by Pan, że potrzeba nie niewielkiego woreczka i miotełki, a wora i szufli. Koń bowiem produkuje boby w ilościach hurtowych.

    Ponadto mamy pewien problem technologiczny – pies zazwyczaj poprzedza opiekuna i jak się ma skasztanić, to staje, kuca i wtedy wali. Kuń kasztanami wali „na biegu” i dodatkowo odbywa się to za plecami użytkownika.

    Jeszcze jedna kwestia – na psie się nie jeździ, zatem przy zbiorach „urobku” nie trzeba zeń schodzić…

    Dobra, dość tych żartów – myślę że słowa Pana Andrzeja są jak najbardziej słuszne, i może nie chodzi tu o zabieranie ze sobą pączków, bo wystarczy je czymkolwiek, choćby kopniakiem zrzucić z drogi na pobocze. Moim zdaniem problem tkwi w ludziach. Dopóki nie zrozumieją że zostawiane za sobą podczas rekreacyjnej przejażdżki „atrakcje” są jednak gównami, w które można wdepnąć, czyli nie będzie w nich (mówię o jeźdźcach) empatii, to nic się nie zmieni.

    Ale ja wierzę w ludzi – popatrzcie drodzy Czytelnicy, dziś sprzątanie po psie jest standardem. A jeszcze 10 lat temu „zaminowywanie” chodników uchodziło za nasz narodowy sport.

    Zdrowia i odporności!

  4. Miasto zjechało na wiochę i ją próbuje cywilizować. Niedługo zażądają odśnieżanych chodników w lasach, bo matki z dziećmi w wózkach nie przejadą. Jakiś czas temu były skargi od jakiś miastowych, że im chłop nawóz na własnym polu rozsiewa za oknami i śmierdzi. Kupią tacy po 300m2 pola, postawią „leżące wieżowce” na wzór miastowych zamiast normalnej działki, bo przecież przyzwyczajeni mieszkać jeden przy drugim jak króliki w klatkach i okolicę zaczyna nawracać na jedyny słuszny czyli jego własny kierunek postrzegania świata. Biedni niewolnicy z czworaków… Ostatnio poruszenie i temat do dyskusji był w sprawie armatek hukowych odstraszających zwierzynę. Przerażenie… Co to jest? Strzelają! Wojna chyba. Ale miałem ubaw.

    • Świete słowa 🙂 Pamietam jak na warszawskich ulicach lezały końskie odchody a ptaki, zwłaszcza wróbelki, miały darmowy bufet. Dziś w miastach wróbli już raczej nie ma. A „panu Andrzeju” było sie nie pchać na wiochę, toby sobie rowerem jeździł po czystych, ledowo oswietlonych korytarzach apartamentowca.

  5. Drodzy Przedpiścy, proszę mnie, starego wróbla, na końskie boby nie próbować nabierać!

    Sugeruję w swym utyskiwaniu na „miastowych” zauważyć, iż konikami nie poruszają się ci z „wiochy” (bo ostatni koń roboczy padł w okolicy z pięć lat temu), tylko owi miastowi! I to bogatsi miastowi, którzy w swym snobistycznym anturażu oprócz wypasionego suva, tarasu z teakowym deskowaniem i Ukrainek do sprzątania trzystyumetrowej posiadłości potrzebują także symbolu pozycji z dawnych czasów, czyli konia.

    Zatem mamy równowagę – koń na którym miastowy jechał nasrał, inny miastowy (biedniejszy) idący pieszo w to wdepnął. Sytuacja została w rodzinie.

    A tym, którym tęskno do czasów gdy furmanki masowo zanieczyszczały środowisko emitując pączkowe produkty spalania owsa, proponuję pójść dalej i przypchać sobie na tydzień kanalizację aby móc się w pełni rozkoszować łechtaniem pokrytej rosą trawki o poranku, gdy kucnięci za domem będziecie się oddawać sielskiemu wypróżnieniu.

    Zdrowia i odporności!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wprowadź komentarz !
Podaj swoje Imię