KONSTANCIN-JEZIORNA Trzy dni z filmami utrzymanymi w duchu wybitnego, nieżyjącego już aktora Zdzisława Maklakiewicza były wielkim świętem polskiego kina i nie tylko. Nie zabrakło ciekawych spotkań, warsztatów, ale i oryginalnego występu nietuzinkowego artysty Czesława Mozila
Festiwal zaczął się w piątek wieczorem od spotkania z reżyserem i scenarzystą Markiem Piwowskim. Na powitanie opowiedział on kilka anegdot, które momentalnie rozbawiły konstancińską publiczność. Wspomniał m.in. o kolaudacji filmu „Rejs” z udziałem cenzorów. Kiedy zbliżał się „niebezpieczny” dialog, który mógł się im nie spodobać, Marek Piwowski i Janusz Głowacki, który był współautorem scenariusza, spuszczali ze stołu ciężką popielniczkę. Robili przy tym straszny huk, który zagłuszał dialogi.
– Dzięki temu wszystkie kwestie mówione, na których nam zależało, w zasadzie przeszły – wspominał reżyser. Chociaż niewiele osób o tym wie, trwają przymiarki do wyprodukowania drugiej części „Rejsu”. Marek Piwowski zdradził, że napisał już nawet scenariusz. Dodał jednak, że czaka na lepsze czasy, bo film zbyt gryzie się z rzeczywistością. Po spotkaniu odbył się Maraton Filmowy Maklaka. Można było obejrzeć trzy obrazy, wspomniany wyżej „Rejs”, ale też „Wniebowziętych” i „Jak to się robi” w reżyserii Andrzeja Kondratiuka. We wszystkich niezapomnianemu Zdzisławowi Maklakiewiczowi partnerował genialny naturszczyk Jan Himilsbach.
Drugiego dnia festiwalu ruszył pokaz filmów konkursowych, których zgłoszono w tym roku aż 63. Jury badało, czy i w jakim stopniu są one zgodne z duchem Maklaka. Było to jedno z najistotniejszych kryteriów. To właśnie tego dnia można było obejrzeć krótkometrażowy dokument „Opus magnum” Filipa Bojarskiego oraz film „The Hero” Mileny Dutkowskiej, które w tym roku ex aequo zdobyły Grand Prix festiwalu. Fajnym akcentem na zakończenie dnia była potańcówka w Altanie, utrzymana w klimacie PRL-. W niedzielę od południa znów wyświetlane były filmy konkursowe, zaś wieczorem odbyła się uroczysta gala, podczas której nagrodzono zwycięzców. Do tego etapu rywalizacji doszło 9 filmów.
– Widziałam wszystkie – przekonuje pani Magda, która jest fanką festiwalu i uczestniczy w nim, jak sama mówi, „od deski do deski”. – Mój faworyt to „Zróbmy sobie kredyt” Macieja Pawłowskiego. Ten film rozbawił mnie do łez…
Choć festiwal wygrały inne filmy (obydwa zostały uznane przez jury za wybitne), „Zróbmy sobie kredyt” dostał wyróżnienie. Po zakończeniu części oficjalnej na scenę wkroczył Czesław Mozil, serwując rozbawionej publiczności szoł, będący połączeniem koncertu ze stand-upem. Było na pewno ciekawie, choć mniej muzycznie niż niektórzy oczekiwali. Na zakończenie można było jeszcze obejrzeć nagrodzone filmy.
Partnerem festiwalu były Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A.
TW