PIASECZNO Administratorzy osiedli narzekają, że czworonogi sikają na pielęgnowane przez nich ogródki i trawniki. Podobny problem ma gmina. Zapytaliśmy burmistrza, czy rozważał wprowadzenie nowego podatku dla posiadaczy psów. Wpływy z niego mogłyby pomóc w niwelowaniu szkód, wyrządzanych przez mieszkające w mieście zwierzęta
– Wiele mówi się o tym, aby zbierać po swoich psach odchody, a nikt nie przejmuje się, że czworonogi sikają na trawniki i nowe nasadzenia – dzieli się swoimi spostrzeżeniami administrator jednego z bloków przy ulicy Młynarskiej. – Co więcej, właściciele psów, jak zwróci się im uwagę reagują agresją. Mimo że nie szanują cudzej własności, nie mają sobie nic do zarzucenia…
Mężczyzna tłumaczy, że na przestrzeni ostatnich lat musiał wymienić ponad 20 iglaków, które zostały zniszczone przez psy.
– W końcu posadziliśmy nowe drzewka za żywopłotem – dodaje. – Z jednej strony ludzie nie lubią mieszkać w zamkniętych osiedlach. Z drugiej jednak otwarte przestrzenie przyciągają właścicieli psów z innych bloków, którzy przychodzą ze swoimi pupilami. Trudno znaleźć wyjście z tej sytuacji… Może warto zastanowić się nad wprowadzeniem podatku od psów. Za uzyskane pieniądze można by naprawiać zdewastowaną przez nie zieleń.
Zapytaliśmy co o ewentualnym wprowadzeniu nowej opłaty, którą przyjęła chociażby niedawno gmina Prażmów, sądzi burmistrz Piaseczna Daniel Putkiewicz?
– Chociaż słyszałem o takiej propozycji, to nie jest dobry czas na obciążanie mieszkańców kolejnym zobowiązaniem – mówi burmistrz. – Warto przeanalizować ten pomysł, ale na pewno nie teraz. Wprowadzenie takiego rozwiązania musi mieć sens ekonomiczny i merytoryczny. W mojej opinii żaden podatek nie zrównoważy kosztów sprzątania miasta i utrzymania zieleni. Wydaje mi się, że lepiej postawić na edukację, ucząc właścicieli psów odpowiedzialności.
TW
A czy prywatne tereny „Chamów” też będą chronione przed państwem wyprowadzającym psy poza swoje osiedle.
Ludzie niszczą miejską zieleń ,rzucają puszki,flaszki,pety itd szczają gdzie popadnie…czy zostaną opodatkowani???
Lepiej pobierać od mieszkańców haracz za wody opadowe, nawet gdy przez długi czas nie było opadów… Wszak znacznie łatwiej wyegzekwować Panie Burmistrzu… Z resztą na co wam te pieniądze, skoro pobierając haracz za wody opadowe nie potraficie nawet zadbać o drożność rowu Perełki…
niszczą miejską zieleń. Czy ich właściciele zostaną opodatkowani? — tak powinno być, luksus musi kosztować
t y l k o tych, co mają z tego przyjemność…
.. to nie jest dobry czas na… — gadanie, tylko na działanie. Pogadać można w czasie wolnym od problemu.
.. żaden podatek nie zrównoważy kosztów… — hahaha. to tylko kwestia wyliczenia i .. chęci, by to uczynić. No, może i wiedzy, by wiedzieć jak.
Dawno temu mój kolega, wielki miłośnik i znawca psów był zdecydowanym przeciwnikiem trzymania psów w mieszkaniach w blokach (szczególnie dużych psów), uważając to niemal za zbrodnię na zwierzęciu.
Pewną niekonsekwencją było to, że sam mieszkając w bloku hodował tam sobie dużego, dorodnego psa…
Niestety, nie tylko mieszkańcy bloków wyprowadzają swoje psy na „teren zewnętrzny”, żeby te mogły tam załatwić swoje potrzeby. Sam, mieszkając w domku na działce otoczony zewsząd rozległym obszarem podobnych działek muszę wiecznie sprzątać spod ogrodzenia przy ulicy psie odchody, które zostawiają tam psy zamieszkujące inne okoliczne działki, gdyż ich właściciele nie chcąc sprzątać gówien swoich pupili na własnych posesjach wyprowadzają psy na ulicę, żeby srały pod nosem komuś innemu. Jak nie chce mieć psich gówien przy furtce, to niech sobie sprząta…
@Staryman – temat podobny wałkowany był w Kurierze Południowym z 24 sierpnia 2016 r. -> http://kurierpoludniowy.pl/wiadomosci.php?art=17085
Tam też napisałem coś takiego, co idealnie pasuje do sytuacji:
Określenie „sprzątanie po psie” tyczy się zbierania, no cóż – tu nie ma sensu używać eufemizmu – gówien. To dość proste: bierzemy 'figurkę’ lub 'budyń’ na szufelkę, i fiu! do kosza. Ale co z moczem? Ja rozumiem, że on wsiąka w glebę, ale zaszczanie miejsca jest tak samo zanieczyszczeniem, jak jego zasranie. Tym bardziej, że dla piesków miejsca siusiania są skrzynkami mailowymi, zatem konkretne punkty te są intensywnie „użytkowane”.
Jak zatem fizycznie zrealizować nakaz sprzątania w wymiarze płynnym? W kubek szczochy łapać? Dla mnie problem tkwi gdzie indziej – otóż w naszej polskiej mentalności utarło się pojęcie „wyprowadzanie psa” – niby dla jego zdrowotności poprzez zasięgnięcie ruchu. Tak naprawdę owo wyprowadzanie definiuje się inaczej: wyprowadzaniem nazywamy czynność lub zespół czynności które należy wykonać, aby pies produkty przemiany materii wydalił poza obszarem normalnej egzystencji właściciela, w szczególności poza granicami działki ewidencyjnej użytkowanej przez niego.
Dla tych co mają wstręt do definicji: pies ma się załatwić gdziekolwiek, byle nie u mnie. I tego nie zmienią żadne regulaminy ani nie zneutralizują podatki.
Zdrowia i odporności!