Wojtek Kański podkreśla, że zapasy są sportem ciężkim, wymagającym i kontuzjogennym.- Niewielu młodych chłopaków się na niego decyduje, a jak nawet przychodzą spróbować, to szybko rezygnują - opowiada zawodnik. - W piłce nożnej są pieniądze, to pobudza wyobraźnię. A w zapasach? Tylko krew, pot i łzy.
Na pytanie, dlaczego Polska od kilku lat nie odnosi sukcesów w zapasach na poziomie międzynarodowym, w tym na igrzyskach olimpijskich, Wojtek Kański chwilę się zastanawia. - System szkoleniowy jest przestarzały, a świat poszedł naprzód - wyjaśnia. - Zmieniły się techniki szkoleniowe, podejście do treningu. Tymczasem my wciąż tkwimy w latach 90. Jest też mniej zawodników uprawiających tę dyscyplinę. No i w zapasach nie ma pieniędzy. To też jest duży problem...On sam zatrudniony jest od jakiegoś czasu w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym. Dzięki temu ma stałą pensję i może spokojnie trenować.
- W zapasach tylko mistrzowie Polski mogą liczyć na stypendia - mówi. - Pozostali muszą sobie radzić sami.
Zawodnik trenuje zwykle pięć razy w tygodniu. Przed zawodami dochodzą dodatkowe jednostki treningowe. Jeden trening trwa około dwóch godzin. Medalista podkreśla, że treningi są ogólnorozwojowe. Są i ćwiczenia na macie i na siłowni. Do tego dochodzi bieganie oraz sparingi.
- Zapasy poprawiają szybkość, koordynację, wytrzymałość - wylicza. - W zapasach nie ma uderzeń, rzutów czy dźwigni, jak w innych dyscyplinach, są więc bezpieczne. Jeśli chodzi o kontuzje, to najczęstsze są te związane z naciągnięciami i naderwaniami mięśni, ale też skręcenia. Inną niedogodnością jest pękanie chrząstek usznych, co dzieje po uderzeniach głową przez przeciwnika. Robią się z tego tak zwane "kalafiory", które są dumą większości zapaśników. Jak byliśmy juniorami, każdy z nas chciał je mieć...TW
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz