Na początku sierpnia na teren posesji Włodzimierza Bernasia wkroczyli robotnicy. – Brama była otwarta, więc po prostu weszli. Zaczęli coś malować na chodniku żółtą farbą. Bez pytania, bez wyjaśnienia – relacjonuje właściciel. Chwilę później dowiedział się, że planowana inwestycja drogowa zakłada poszerzenie wylotu ul. Słupskiej – kosztem części jego działki, na której znajduje się plac manewrowy dla kursantów.
Gdy próbował wyjaśnić sytuację z Mazowieckim Zarządem Dróg Wojewódzkich, usłyszał, że podział gruntu nastąpił zgodnie z decyzją ZRID (zezwolenie na realizację inwestycji drogowej), a jeśli nie udostępni terenu – zostanie wszczęte postępowanie egzekucyjne. Co więcej, 22 maja na miejsce wkroczyli robotnicy wraz z asystą... policji.
– Ściągnięto funkcjonariuszy z Konstancina i Piaseczna. 11 osób asystowało przy przejęciu fragmentu mojego placu. Dla mnie to upokorzenie, podważenie reputacji – mówi podłamany Bernaś.
Jak twierdzi pełnomocnik właściciela, Kornel Kowalski, państwo Bernaś zostali pominięci w postępowaniu administracyjnym. – Ich zmarli rodzice byli wpisani jako właściciele. Pisma wysyłano do nieżyjących osób, ignorując fakt, że nowymi właścicielami są ich spadkobiercy – tłumaczy radca prawny. – To fundamentalne naruszenie prawa administracyjnego. Wystąpiliśmy o stwierdzenie nieważności decyzji i zawieszenie jej wykonania. Bezskutecznie.
Przez kilka miesięcy prawnik próbował uzyskać wstrzymanie egzekucji. – Sprawa wcale nie jest skomplikowana. Wystarczyło porównać, kto figuruje w księgach wieczystych, a kto brał udział w postępowaniu. Ale urzędnicy nie chcą przyznać się do błędu – podkreśla.
Plac manewrowy przy Pułaskiego to serce działalności Bernasia. – Nie mogę pracować. Mam kursantów, ale nie mam jak prowadzić zajęć. Wynajem innego placu? Nie wiem, czy mnie na to stać – przyznaje. – Nie dostałem żadnych informacji, nikt ze mną nie rozmawiał. To nie jest państwo prawa, to jest dżungla – komentuje z goryczą.
Jak mówi, działania urzędników są tym bardziej niezrozumiałe, że ulica Słupska jest ulicą ślepą, z minimalnym ruchem. – Nawet pracownicy budowy przyznali, że to dziwne – zauważa. – Najpierw słyszałem, że ma tu powstać skrzyżowanie, później przystanek. A teraz rozjeżdżają mój dorobek życia, żeby poszerzyć zjazd... do nikąd.
Pełnomocnik planuje skierować sprawę do prokuratury. – Jeśli państwo działa na podstawie decyzji wydanej z naruszeniem prawa, skutki muszą być cofnięte. Albo przynajmniej zrekompensowane – uważa Włodzimierz Bernaś. Mężczyzna planuje też złożenie skargi do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
Na razie jednak decyzja administracyjna została wykonana. W ostatni czwartek mur od strony ul. Słupskiej rozebrano, a część placu przejęto. Czy to ostateczny cios dla lokalnego przedsiębiorcy? Czy może pozbawić obywatela możliwości wykonywanie działalności, nie uznając go nawet za stronę?- Na pewno wystąpię do sądu o rekompensatę, ale sprawa będzie ciągnęła się latami – przewiduje poszkodowany. - Tymczasem dziś nie mam już placu manewrowego dla moich kursantów i nie mam gdzie prowadzić swojej działalności.
[ZT]106829[/ZT]
3 1
Bo nasi urzędnicy to zwykli złodzieje... *%#)!& to ścierwo. A i jeszcze jedno, ukrainiec NIE JEST MOIM BRATEM ANI PRZYJACIELEM!!!
3 3
Pluć jadem to sobie można zawsze i na każdego i z każdej przyczyny. Tu - jak się okazuje spadkobierca nie załatwił wszystkich formalności związanych z przyjęciem spadku po rodzicach. I sam sobie zaszkodził (skoro jako właściciele działki figuruj zmarli rodzice). Od urzędników słusznie można domagać się różnych rzeczy ale od ustalania spadku to lepiej niech się trzymają z daleka. A co do Ukraińców może i i nie jest twoim bratem czy przyjacielem ale gdy dojrzejesz aby zmienić zdanie czy już wtedy nie będzie za późno bo się okaże że to właśnie rosjanin wprowadził się do Twojego domu i zajął Twoje miejsce?
0 1
Płac manewrowy na prywatnym podwórku. Przed własnym domem. Przecież samochód może być odpalony tylko 1 minutę.